To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Witaj na stronach niepije.com.pl
Forum wsparcia, dla osób uzależnionych i współuzależnionych od alkoholu.
Dawniej niepije.net

DDA - Jak dziecinstwo wplywa na dorosle zycie

dora - Nie Wrz 19, 2010 17:50
Temat postu: Jak dziecinstwo wplywa na dorosle zycie
„Dom jest dla człowieka częścią jego istoty”- zgadzam się z tym mottem w zupełności.
Dlatego każdy rodzic, każda osoba wychowująca młodego człowieka powinna pamiętać, że dziecko jest najlepszym obserwatorem, że niejednokrotnie dostrzega ono to co dla dorosłej osoby może wydawać się niedostrzegalne. Dlatego w każdym momencie, w każdej sytuacji należy dawać mu właściwy przykład. Bowiem to właśnie te codzienne sytuacje często tak niepozorne,
że aż niezauważalne uczą najwięcej. Kształtują młodą postać i dostarczają jej ogromnej wiedzy. Wiedzy wyjątkowej i niepowtarzalnej, wiedzy, której nikt, nigdy nie zdoła jej już przekazać. Dlatego właśnie rola domu, rola rodziny jest tak szczególna i drogocenna. Kształtuje ona bowiem w nas to co w życiu najważniejsze. Charakter, osobowość, poczucie własnej wartości. Ukazuje nam jak kochać, szanować i poznawać świat i wyraziście wpływa na nasze dorosłe życie. Jest to wiedza, której nie przekaże nam żaden inny człowiek i której nie dostarczą nam żadne książki. Nikt nie jest bowiem w stanie zastąpić nam domu, rodziny i prawdziwego beztroskiego dzieciństwa.
Obecnie niejednokrotnie spotykamy się z opinia, że takie wartości jak dom i rodzina tracą we współczesnym świecie swoją dotychczasową rolę. Ale czy jest to możliwe? Czy coś tak drogocennego może nagle utracić swoje znaczenie?
Moim zdaniem nie. Dom to bowiem rodzina, dzieciństwo, miłość, bezpieczeństwo, to część naszego życia. Gdyby nagle straciło to swoją wartość utracilibyśmy cząstkę własnej osobowości, cząstkę siebie.
Ciągłe awantury w domu-kłótnie rodziców, sprowadzanie kolegów aby tylko wypić, takie urywki pamiętam- ale to tylko cząstka tego co się działo....
Doszło nawet do tego ,że ojciec wyprzedawał wszystko w domu, aby mieć na butelkę wódki, zatracał się, staczał się.. a Ja na to patrzyłam-nieświadoma do końca tego co się dzieje.. No i mama postanowiła się rozwieść.. czy nie miała juz siły? Czy nie szukała rozwiązań innych? nie wiem.. nie rozmawiałam nigdy z nią o tym. Wyprowadziliśmy się do babci, mieszkaliśmy tam rok ,aż mama znalazła mieszkanie. A Tata? staczał się na dno- kiedyś pomyślałam , że to wszystko mamy wina-że mogła z nim być – pomóc.. może nie potrafiła? nie wiem.........
A z tata było gorzej- wyprzedał wszystko z mieszkania ,łącznie z meblami.. i moimi zabawkami, wózkami dla lalek- misiami-nic nie zostawił!! Nic Sie nie liczyło-tylko alkohol. .aby Sie napić i zapomnieć. A ja? Znienawidziłam go tak bardzo, że nie chciałam Sie z nim spotykać.
Trwało to dość długo bo jeszcze jakieś 2 lata, w końcu ojciec zdecydował Sie na leczenie- w momencie kiedy obudził Sie i w domu nie było nic- zupełnie nic- puste ściany i cisza... i te trzaski w głowie od alkoholu- pasuje tu stwierdzenie ”obudzisz się z ręką w nocniku” bardzo dobitne, ależ jakie prawdziwe i życiowe.
W końcu tata zgłosił Sie na leczenie-kończyło Sie to kilkoma ucieczkami z ośrodka-ale w końcu chyba zrozumiał i leczył się. Moja komunia-to tak ważne wydarzenie.. nie było go w kościele...pewnie Sie wstydził-teraz sobie tak to tłumacze.. a Ja?? Wstydziłam Sie jego bardzo-mama tłumaczyła , że on mnie Kocha-że chce Sie spotkać, a ja jako 8 letnie dziecko wstydziłam Sie jego. Jak przychodził w odwiedziny, nie odzywałam Sie ani słowem...teraz czuje że nie powinnam Sie tak zachowywać , bo on Sie starał...a ja chciałam go za coś ukarać.
Minęło tak kilka lat, było dziwnie-ja sama z mamą...nie rozumiałam dlaczego ona spotyka Sie z innymi mężczyznami.. czuła Sie samotna-teraz to rozumiem , ale wtedy byłam zazdrosna...bardzo zazdrosna-bałam Sie , że ją stracę. Między mną a mamą nie działo się dobrze, ciągłe awantury, nie mogłyśmy Sie dogadać...ona chciała mieć kogoś a ja chciałam być tylko z nią...Było kilku mężczyzn, ale żaden nie wytrzymał ze mną, i to ja byłam problemem...nieznośnym dzieciakiem  Robiłam wszystko co w mojej mocy...aby nie zostawali na dłużej...
Troszkę dorosłam...mając 14 lat.. pojawił Sie kolejny mężczyzna, na początku starałam się go wypędzić, próbowałam różnych sposobów, ale on się nie dał...Bardzo go nie lubiłam-ale nie tylko dlatego , że był- po prostu był nie miły i od początku wiedziałam , że jest fałszywy...ale nikt nie chciał mnie słuchać. Wszyscy z rodziny- babcia, dziadek , nawet moja przyjaciółka go polubiła-mówili sobie ”jest zazdrosna jak to córka...dlatego Sie nie mogą dogadać ”,ale ja wiedziałam swoje....
Mama zrezygnowała z dobrej pracy gdzie pracowała już 12 lat...za namową jego- otworzyli swój interes...to była jedna wielka pomyłka.. Zaczęło się dobrze, ale skończyło tragicznie. Ciągłe pożyczki- kredyty ,nerwy mamy, że nic Sie nie udaję. Mama się załamała.. zaczęła brać leki na uspokojenie, byłam wściekła ,bo myślałam , że on próbuje ją czymś nafaszerować.. tłumaczyłam jej , ale ona nie słuchała.. była tak bardzo zakochana...
Wołałam o pomoc-dzwoniłam do babci.. wydawało mi Się, że pomoże.. nie chciała słuchać, znów słyszałam słowa „wnusiu to zazdrość o mamę przez ciebie przemawia „ Kiedy w domu było juz bardzo żle...nie wytrzymałam-wyprowadziłam Sie do cioci- mając 15 lat. Mama nie była w stanie nawet mnie namawiać na to abym wróciła była tak znerwicowana.. i tak zakochana.. Mama trafiła na oddział psychiatryczny-było z nią źle...odwiedzałam ją.. ale nasze rozmowy kończyły Sie jeszcze większymi nerwami-bo ja wciąż chciałam zeby go zostawiła-uważałam ze to przez niego Sie tam znalazła, przez niego te wszystkie długi-przez niego zburzył Sie nasz spokój- nasze normalne życie...Mieszkałam u cioci jakieś 2 miesiące-chodziłam juz do ogólniaka, i pewnego dnia na przerwie w szkole, zadzwoniła mama, poprosiła , żebym wyszła przed szkołę...pełna szczęścia zeszłam przed szkołe- byłam pewna , że go wyrzuciła-otworzyła oczy-zobaczyła , że stało Sie tyle złego, że chce to naprawić.. ale stało się inaczej...
powiedziała wtedy „córeczko, musze wyjechac..uspokoic się” a ja na to „dlaczego?,gdzie?czy on jedzie z Toba?”- „tak jedziemy razem,kocham go zrozum, ale musze sobie wszystko poukładać”.. zaczełam płakać...pomyślałam , że go zabije...a on stał obok i patrzył na mnie swym szyderczym wzrokiem...Trwało to jakieś 5 minut. .i odjechali.. tak po prostu.... a co ze mną?? Świat mi Sie zawalił...mama mnie zostawiła.. wyjechała a miałam przecież 15 lat...to taki wiek.. buntu...czy zostałam za cos ukarana? Nie potrafiłam zrozumieć...nigdy tak naprawdę tego nie zrozumiem....nigdy...
Minęło kilka dni-a mama nie dzwoniła....jak mogła? widocznie mogła.. W tym czasie obudził się mój tata...postanowił, że jego córeczka nie może mieszkać u ciotki- skoro ma ojca.. i sąd przyznał mu prawo i kazał mi Sie przeprowadzić do niego.. ale czy zapytał mnie o zdanie? Przecież ja nie znałam mojego ojca? nie miałam z nim żadnego kontaktu i tak po prostu miałam Sie z dnia na dzień do niego przeprowadzić. .ale musiałam...przeprowadziłam Sie znów.. do człowieka , który jest moim ojcem-ale którego nie znałam.. Pierwszej nocy w domu ojca spakowałam plecak.. i postanowiłam, że pójdę do mamy, że jeśli do niej dojdę to ona będzie mnie chciała...że znów będzie mnie kochać.. że będzie wszystko dobrze, że wszystko Sie ułoży...szłam całą noc.. pomyślałam , że pewnie pojechali gdzieś na południe, wiedziałam , że to nie ma sensu wszystko, ale nie wiedziałam co innego robić...po dwóch dniach znalazła mnie policja.. i odwiozła do domu ojca. Z ojcem nie mogłam Sie dogadać , byłam pełna żalu ,nienawiści...chciałam Się zabić, próbowałam popełnić samobójstwo.. nie udało Sie- a szkoda..
Z tatą mieszkała pewna kobieta- była miła- polubiliśmy się ,naprawdę Sie polubiliśmy....czułam , ze mnie rozumie.. choć wzmagała złość do mojej mamy-chciała chyba , żebym ja znienawidziła.. ale ja nie potrafiłam.. tłumaczyłam ja ciągle, że wróci, że wszystko Sie ułoży, że wcale nie chciała...że nie chciała mnie cholera zostawić!!! Bo jak by mogła?? Ze tak po prostu musiała zrobić! że przecież kocha mnie bardzo-że musze zrozumieć jej postępowanie! Że wszystko będzie dobrze...musi być!!!
I tak Minoł rok.. po roku.. mama zadzwoniła...tak po prostu? a ja tak Sie cieszyłam.. płakałam do słuchawki...nie mogłam wydusić słowa...tylko krzyczałam „kocham cie-wróć prosze „ a ona na to” ta wróce córeczko-juz niedługo wróce”, no i wróciła...bez niego...do pustego mieszkania, bez mebli, bez niczego. .z wielkimi długami...Odwiedzałam ja w weekendy-nie mogłam z nią zamieszkać...nie wolno mi było-bo sąd tak zadecydowała....ale czy pytał mnie o zdanie? Nie!! Mama pomału stawała na nogi- zaczęła pracować- było jej ciężko...a o sprawie jej wyjazdu ani o jej miłości do tego faceta nigdy nie rozmawiałyśmy, bo to było za trudne..ja nie pytałam, a ona nie zaczynała rozmowy...może i lepiej...
Po jakimś czasie, rodzice zaczęli Sie spotykać...dziwne a ja o tym nawet nie wiedziałam. .Kobieta która mieszkała z ojcem ,obwiniała mnie ,że to moja wina, że to ja chce ich pogodzić a ona zostanie teraz sama! Ale ja o niczym nie wiedziałam-ona mi nie wierzyła.. Ojciec rozstał Sie z ta kobieta –a rodzice Sie zeszli-cieszyłam się...bardzo Sie cieszyłam.. Kobieta mojego ojca wpadła w dziki szał i chciała mnie zabić...najpierw była awantura-ale gdy zaczynała wyzywać moja mamę od „kurew” nie wytrzymałam i ja pierwsza ja uderzyłam.. ona mi oddała i wzięła nóż.. nie wiem co by Sie stało gdyby tata wtedy nie wrócił...nie wiem.. i nie chce wiedzieć...
Tak wyglądało moje Zycie do dziś...w wielkim skrócie. .opisałam wydarzenia które wpłynęły na moje dzisiejsze życie...Nie byłam u psychologa-uważam , ze poradzę sobie sama....jestem pewna , ze mam typowe objawy DDA i powinnam przejść terapie-bo ciężko mi z tym życ. ...poza tym mam nerwice....i strasznie Sie boje odrzucenia, samotności...
Teraz od dwóch lat mieszkam z narzeczonym- to było wielkie szczęście , że go poznałam.. jest cudownym mężczyzną.. jest wszystkim co mam....ale Ja? Krzywdzę go, moimi nerwami-dusze w sobie złe uczucia, ale przychodzi czas że wyrzucam z siebie wszystko...obwiniam go o wszystko- choć nie chce- naprawdę nie chce...to silniejsze ode mnie...Nie wiem czy on mnie rozumie, myślę , ze nie do końca.. a tak bardzo chciałabym być pewna , że rozumie.. choć raz byłoby mi łatwiej.. To zawsze ja pomagam ludziom wokoło mnie.. sprawia mi to wielka satysfakcje....ale ostatnio uświadomiłam sobie , że gdzie JA ?gdzie Ja? W tym wszystkim gdzieś Sie zagubiłam-i zawsze radze sobie sama.. poświęcając Sie dla innych...
Walczę z tym-próbuje.. bo przecież tyle czasu radziłam sobie sama.. wiec i teraz sobie poradzę............... prawda?? Pewnie , że tak! Inaczej nie było by po co żyć...Oprócz awantur jakie urządzam co pewnien czas narzeczonemu- oprócz ciągłego leku , że zostanę sama...pojawiły się ostre ściski w żołądku- problemy z jedzeniem, i drgawki rąk....ale minie to? Pewnie ze minie! Dam rade....Myślę, ze dam do przeczytania ta prace mojemu narzeczonemu...może zrozumie...bardzo bym chciała.. Marze o rodzinie-marze o stabilizacji-o córeczce-której na pewno nigdy nie zostawię.. o spokoju, braku lęków o uczucia najbliższych mi osób...o pomaganiu ludziom aby w końcu byli szczęśliwi...o tym marze.. czy to zbyt wiele???
Pisząc ta prace wiele sobie uświadomiłam... nie rozmawiałam o tym z nikim od 4 lat.. teraz wszystko wróciło...pisząc.. płakałam..--> wróciły uczucia-bolesne uczucia...
ale w końcu to wyrzuciłam z siebie...jest mi troszkę lżej...dziękuję ludziom którzy przeczytali..... i dotrwali do końca...



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group