To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Witaj na stronach niepije.com.pl
Forum wsparcia, dla osób uzależnionych i współuzależnionych od alkoholu.
Dawniej niepije.net

Opowiedz nam swoją historie - Na co nigdy się nie zgodzę w związku

Felicja - Wto Sty 04, 2011 08:49

Halinko mieszkamy razem.... Niestety prawo jest takie, że na razie wyprowadzenie się nie wchodzi w grę.... na razie....

kajadda napisał/a:
czyli wykonalne


Tak Kaju, i cieszy mnie to bardzo.... To naprawdę działa <mp3>

Ciepełka :-D

Felicja - Wto Sty 04, 2011 08:59

Na terapii kiedyś mówiłam o jednym z problemów dotyczących tego mieszkania razem. Koleżanka sprowadziła to do definicji: czy chcesz z nim być, czy nie chcesz? Terapeutka temu przyklasnęła.... Byłam zdziwiona i zawiedziona. One mówiły o czymś z księżyca. O czymś o czym nie mają pojęcia. Jeśli ktoś kiedyś nie miał takiego problemu to tego nie zrozumie. W skrócie one się mądrzyły a ja i tak dalej nic nie wiedziałam. Teraz już sobie z tym poradziłam. Wiem jak takie problemy rozwiązywać, i jednocześnie wiem, że dawanie rad, "dobrych rad" można wyrzucić do kosza.
jarox48 - Wto Sty 04, 2011 11:55

Felicja napisał/a:
Wiem jak takie problemy rozwiązywać,


I tego sie trzymaj FELICJO.......zycze Ci powodzenia i Pogody Ducha.......

Pozdrawiam >cmok2>

Jarek alkoholik

Mietek - Wto Sty 04, 2011 21:10

Felicja napisał/a:
Jeśli ktoś kiedyś nie miał takiego problemu to tego nie zrozumie.


Niestety, to najprawdziwsza prawda.
Miałem dość duże kłopoty ze swoją ex i też nie byłem w stanie tego problemu rozwiązać.
Problemu rozdziału mieszkania, zamieszkania, dopiero po kilku latach problem rozwiązał się sam, pani po prostu opuściła rodzinę, tylko na tamten czas, czy problemów mi ubyło?
Tu mógłbym chyba nawet dużo polemizować.

Felu wszystkiego dobrego, pozdrawiam <mp3>

Felicja - Śro Sty 05, 2011 09:07

Wszystkiego dobrego Mietku :-D
dora - Śro Sty 05, 2011 23:42

Felicja napisał/a:
mieszkamy razem...

Tez tak mam :-(
To nie takie proste jak inni to mowia... ze albo chce sie byc razem albo nie....to nie ma nic do rzeczy, bo coz z tego, ze nie chcemy...skoro przychodzi nam zyc pod jednym dachem...ale zeby tak zyc trzeba odciac sie emocjonalnie od alko...zajac sie soba i swoimi sprawami :lol: A tak swoja droga; to niby czemu to my mamy sie wyprowadzac :?:

pozdrawiam <mp3>

Felicja - Śro Lut 02, 2011 21:02

Jak do tej pory edukowałam się jako koalo jeśli chodzi o sprawy rodziny, ogólne między ludzkie itp itd. A tu nagle mi wychodzi nadmierna kontrola, totalny brak zaufania, chęć bycia odpowiedzialnym za wszystko i wszystkich ...... w pracy. No bo kto to zrobi lepiej, kto tego lepiej dopilnuje..... Ja już w pracy na pysk padam i jeszcze chcę kontrolować, jeszcze sprawdzam..... Dziś pogadałam sobie od serca z koleżanką z pracy. Okazało się (ma podobne obowiązki), że ma zupełnie inne podejście, i pewnie do tego dojrzałam nareszcie bo zobaczyłam swoją własną postawę..... O ludziki jak długo jeszcze, jak dużo jeszcze.... gdzie popatrzeć tam śmieci, nic tylko wymiatać i wymiatać.....
Mietek - Śro Lut 02, 2011 21:46

Felicja napisał/a:
nic tylko wymiatać i wymiatać.....


Cóż, porządek dobra rzecz :-) , wymieść spod dywanu wyrzucić na śmietnik, a po drodzę i tak coś się zabrudzi.
I tak, jak to się mówi, dookoła Wojtek :-)

Felu, dość długo już wymiatam, zamiatam, wyrzucam, jednak słabostki mam, co i rusz cosik narozrabiam :lol: i znów wymiatam, zamiatam i wyrzucam.
Takie to życie. Ale ile przy tym wymiataniu nieraz śmiechu... :-D

Pozdrawiam <mp3>

Karlarzysta - Śro Lut 02, 2011 23:07

nadkontrola kosztoje sporo energii.
Halinka - Sob Lut 05, 2011 14:14

Mietek napisał/a:
Felu, dość długo już wymiatam, zamiatam, wyrzucam, jednak słabostki mam, co i rusz cosik narozrabiam :lol: i znów wymiatam, zamiatam i wyrzucam.


Mogę napisać jak Mieciu, coraz mniejszy mój śmietnik, ale ciągle coś jeszcze znajduję.
To jednak niekończąca się praca nad swoimi słabościami , uważam,że jak stanę w miejscu to zacznę się cofać, a tego już nie chcę.

jacek78 - Nie Lut 06, 2011 21:29

Halinka napisał/a:
uważam,że jak stanę w miejscu to zacznę się cofać, a tego już nie chcę.

Ja też, bo wiem że wracam na złą drogę, a to może skończyć się powrotem do picia albo jakimiś problemami.Także teraz bardzo jestem uważny
pozdrawiam <czesc>

Felicja - Nie Lut 20, 2011 12:32

Właśnie na poparcie mojego stanowiska dowiedziałam się o rodzicach koleżanki, którzy 12 lat już po rozwodzie mieszkali pod jednym dachem. On miał już ślub z inną kobietą, a jeszcze mieszkał z "rodziną", bo mu tak było wygodnie.

Teraz pytanie, jak to jest kiedy następuje rozpad związku? Czy wtedy kiedy sąd to orzeka? Czy wtedy kiedy następuje psychiczne oddzielenie się od partnera, a właściwie byłego partnera? Czy wtedy kiedy nie mieszkają już razem? A jeśli jedna osoba już nie czuje się związana, a druga tak i robi "wszystko" żeby związek utrzymać? Tzn utrzymać co?

Takie dylematy mi się włączyły. Nie wiem jak będzie dalej u mnie. Mąż nadal uważa, że nie ma problemu, traktuje mnie jak zło konieczne, i osobę winną wszystkich jego nieszczęść. Dla mnie oczywieste jest, że oddzieliłam się od tego, i nawet mi przez myśl nie przejdzie, że jestem czemuś winna. Tylko nie jest to dla mnie sytuacja komfortowa. Jak długo można tak żyć w zawieszeniu?

dora - Nie Lut 20, 2011 14:12

Felicja napisał/a:
kiedy następuje rozpad związku? Czy wtedy kiedy sąd to orzeka? Czy wtedy kiedy następuje psychiczne oddzielenie się od partnera,

Wtedy, kiedy nastepuje koniec wiezi uczuciowej i fizycznej...
Ja mieszkam (niestety) tez razem, a mam orzeczona separacje przez sad...
Felicja napisał/a:
traktuje mnie jak zło konieczne, i osobę winną wszystkich jego nieszczęść.

Dopoki nie zaczna sie leczyc, to wszyscy tak maja, ze obwiniaja nas za swoje picie, bo tak jest im wygodniej i latwiej anizeli przyznac sie przed soba ...:''tak to ja mam problem''...
Zrob cos, co pokarze, ze tez jestes pelnoprawna wlascicielka tego mieszkania :lol:

Felicja - Sob Mar 12, 2011 22:18

Ja nie mam już ani siły ani ochoty na czekanie, aż on zacznie się leczyć. Już mi nie wystarcza to, że oddzieliłam się psychicznie, że mam swoje osobne życie, swoje sprawy. Potrzebuję więcej miejsca dla siebie. Przestrzeni w której mojego męża nie byłoby nawet fizycznie...... Może to znaczy, że już czas się rozstać? Może już nie będzie już nic do rozdmuchania, żadnej iskierki na początek - w przypadku gdyby mój mąż zaczął się leczyć?
Halinka - Nie Mar 13, 2011 12:03

Felicja napisał/a:
Może to znaczy, że już czas się rozstać?


Jeżeli masz taką możliwość i nie widzisz szans na związek, to myślę ,że warto to rozważyć i zacząć żyć dla siebie i dzieci.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group