To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Witaj na stronach niepije.com.pl
Forum wsparcia, dla osób uzależnionych i współuzależnionych od alkoholu.
Dawniej niepije.net

Nie piję więc jestem. - Zaczęło się 17 maja 1991 r.

boja55 - Wto Gru 14, 2010 16:49

Brawo Mietek,pisz o swoim trzeźwieniu,dziel się swoim doświadczeniem.
dora - Wto Gru 14, 2010 21:43

Mieciu....dobrze, ze jestes <cmok>
Mietek - Wto Gru 14, 2010 22:28

Ot i zrobiła sie z tego druga strona tematu.
Jak tak dalej pójdzie to Jacek nie na setnej ale i 150-tej, końcówki się nie doczeka. :-D

Po moich z Anonimowymi Alkoholikami zaślubinach, jeszcze przez tydzień indywidualnie spotykałem się z "nowymi" - starymi kolegami, gdyż z niektórymi, przcież wcześniej piłem, po drodze mityng na drugiej grupie, wtedy już działały w Grójcu dwie grupy AA, a po tygodniu znów powrót do grupy macierzystej "ZDROWIE".
Muszę nadmienić, że to "ZDROWIE" będzie mi towarzyszyło przez cały czas w tym temacie i to nie tylko w odniesieniu do mojej macierzystej grupy, ale i mojej osoby też.
Na drugim swoim mityngu,na macierzystej grupie, trochę o sobie opowiedziałem, powiedziałem też że szukam pracy, bo to co było dotąd straciłem, ponadto powiedziałem że nie bardzo rozumiem, o co w tej Wspólnocie tak naprawdę chodzi, poza tym że widzę trzeźwych ludzi, więcej do mnie jakoś nie bardzo dociera.
Nie ukrywam że niektóre wypowiedzi uczestników mityngu, trochę mnie zdziwiły, a niektóre wręcz zbulwersowały.
"Wyjmij watę z uszu, wsadź sobie ją w gębę", to było to, co zbulwersowało mnie najbardziej.
Jak to? Ja taki mądry gość, swego czasu nawet gminne stanowisko zajmowałem, nawet w uprawianie polityki chciałem się bawić, lubiłem zawsze dość wysoko mierzyć, a tu mi mówią, tak to zrozumiałem, "nie gadaj tylko słuchaj". Jednak jako ten który chce nie pić, pomyślałem że, może tak trzeba? i słuchałem, słuchałem,słuchałem...
Po tym mityngu zaczęła się też rysować szansa na pracę.
Jeden z nałogów powiedział mi że w Warszawie na ul. Nowowiejskiej, w Szpitalu Psychiatrycznym, co środę odbywa się mityng spikerski. W tym roku przez pół roku te mityngi prowadzi Felek i dobrze byłoby żebym się z nim spotkał. Umówiliśmy się na jazdę do W-wy, nie ukrywam że nawet godziny liczyłem do czasu tej wycieczki, bo byłem też ciekaw; co to jest i jak wygląda przebieg mityngu spikerskiego. Jak na początek i niespełna dwa tygodnie abstynencji, wrażeń dość sporo.
I tak 1 czerwca 1991 r. trafiłem na swój pierwszy mityng spikerski w Warszawie.
Spikerem był Janek, wśród A-owców przydomek "Szampon" noszący, natomiast prowadził faktycznie Felek.
Przed mityngiem kolega który ze mną pojechał wytłomaczył mi przez drogę na czym spikerka polega, więc przynajmniej w tym temacie nie wszedłem na salę całkiem zielony, jednak zdziwiłem się bardzo ilością ludzi tam zebranych. To była ponad setka ludzi. Różnych zawodów, różnych stanowisk, różnego pochodzenia społecznego.
Dobrze że nie było żadnej kamery, bo chyba przez te dwie godziny, przez moją twarz przetoczyła się chyba cała gama kolorów, o zdziwieniu i rozwieraniu gęby w niektórych momentach nie wspomnę.
O samej spikerce i tym co było potem, potem... .

jarox48 - Śro Gru 15, 2010 20:16

MIECIU DZIEKI <czesc>
Mietek - Czw Gru 16, 2010 22:37

Jak wspomniałem, pierwszy mój spikerski mityng. Gdzieś jeszcze rozbiegane moje myśli, jednak o dziwo zacząłem słuchac tego co mówił Janek. Opowiadał o swoim piciu, ale pewne jego słowa, zdania zaczęły przykuwać moją uwagęz całkiem innego powodu, niż sam alkohol.
Janek opowiadając o swoim piciu, mówił jednocześnie o swoich negatywnych cechach charakteru, negatywnych uczuciach, wadach, które do go prowadziły do picia.
Po raz pierwszy od lat, spotkałem się z określeniem pycha, z tym jak zgubnym może być zarozumiałość, jak zgubnie działa bunt, a już najbardziej zdziwił mnie fakt, że człowiek bądź co bądź wykształcony, nie wie do czego służy w łazience piwny szampon, którym to, po kolejnym piciu, na kolejnym kacu chciał tego ostatniego zaleczyć w trakcie golenia. W tym momencie sam się zaśmiałem/tak jak inni/, a przy okazji dowiedziałem się dlaczego Janek nosi przydomek "Szampon Piwny" :-D
Jednak przez cały czas jego spikerki bardziej zainteresowany byłem konsekwencjami jego picia itymi własnie emopcjami i wadami o których już wspomniałem.
Przecież one dotyczyły mnie samego, też były min. powodem mojego picia, nawet nie przypuszczałem, że ja, też przecież niegłupi człek, a mogę mieć niskie poczucie wartości, niskie o sobie mniemanie, a piłem po to żeby sobie te moje niższości wynagrodzić.
To było własnie to, co mnie najbardziej w tym całym bałaganie intrygowało, co budziło moje największe, jak na tamten czas, zainteresowanie.
Po tym mityngu oczywiście spotkanie z Felkiem, rozmowa na temat pracy, Felek prowadził wtedy wspólnie z Andrzejem malarską firmę usługową, oczywiście jako alkoholicy trzeźwiejący, dali szansę kolejnemu kandydatowi do trzeźwienia i przyjęli go do pracy.
I tak w dniu 2 czerwca rozpocząłem pracę u Felka, ten z kolei na tyle już nauczył się anonimowości, że nawet nie pochwalił się, iż w tym dniu obchodził właśnie 12 Rocznicę swojej abstynencji.
Nie będę też ukrywał, że od tego dnia, rozpoczął sie mój, jak to ja go nazywam, "warszawski rozdział trzeźwienia".
O tym rozdziale jednak trochę później.

Mietek - Wto Gru 21, 2010 19:31

Po pierwszym spikerskim mityngu, nastąpiły następne.
Jak już wspomniałem, zacząłem pracować w Warszawie, Firma Felka, oprócz jego i mnie jeszcze dwóch Aowców, była możliwość noclegu, więc postanowiłem, że będę nocował w Warszawie.
Pracowałem do godz. 16.00 potem jakiś obiad a dalej na mityng. Wtedy pamiętam to dokładnie w całej Intergrupie Warszawskiej było raptem 41 Grup. Dlatego też chciałem jak najlepiej ten okres wykorzystać. Pierwszy okres abstynencji. Jednak nie bardzo chyba byłem pojętnym uczniem, gdyż wszystko do mnie docierało z dość dużym trudem. Niby słuchałem, a jednak niewiele słyszałem. Jedynie na mityngach spikerskich, cały czas zastanawiałem się, dlaczego coraz częściej słyszałem o uczuciach, emocjach, wadach charakteru itp.
Często też utożsamiałem się ze spikerem co do tych uczuć i emocji, jednak nie zawsze do końca.
To było min, częstym tematem w moich rozmowach z kolegami, z którymi przyszło mi współpracować.
I całe szczęście że wśród takich ludzi pracowałem, bo i okazji do wypicia też było bez liku.
Pracowaliśmy przecież jako usługodawcy dla jednego z ADM-ów. Więc wiadomo, lokatorzy u których wykonywaliśmy usługi, w różny sposób chcieli nam wynagrodzić, za ich wykonanie. Tu propozycja kieliszeczka, tam lampeczki, tu propozycja chociaż piwka, gdzie indziej nawet koniaczek, a wszędzie żdziwienie, że ci ludzie przyszli, zrobili robotę, nawet po sobie posprzątali i nie chcieli choć kieliszka wypić.
Natomiast w domu zaczęło się coraz gorzej. Jaśnie wielmożna moja ex, coraz bardziej zła, że mnie nie ma, nie ma kogo skubnąć od czasu do czasu, ciągle niezadowolona z wydzielania gotówki na utrzymanie domu, bo zaczęło brakowac na alkohol. Do tego doszły jeszcze podejrzenia o kochanki i inne niecne uczynki, jak to u czynnego alkoholika. Te sytuacje, dość mocno odbijały się na moim samopoczuciu. A już najgorzej było, kiedy zmówiły się obie z jej siostrą. Nie będę ukrywał, że jej siostry nie darzyłem sympatią, nawet w chwilach, dniach, kiedy między nami było nawet znośnie.
Nie bardzo słysząc istoty tego co się mówiło na mityngach o programie HALT, o Programie 24 h, nie wspomnę już o Programie 12 Kroków AA, które naprawdę były dla mnie czarną magią /nawet nie wiedziałem od czego w nich zacząć/, po niespełna dwóch m-cach...zapiłem.
Dziś wiem doskonale dlaczego do tego doszło.
O tym w następnym poście.

Mietek - Sob Gru 25, 2010 17:23

Otóż jak już wspominałem biegałem po tych mityngach, słuchałem, lecz tylko wydawało mi sie że słucham. Myślami byłem jadnak jeszcze przy alkoholu.
Tak się złożyło, że z Felkiem zacząłem pracować w dniu kiedy on obchodził swoją 12 Rocznicę abstynencji.
Te dwunastki miały dość duży wpływ na to moje zapicie. Nie pomyślałem, albo nie usłyszałem tego, że Programu 12 Kroków nie da rady przerobić, zaliczyć i odłożyć ad acta.
W moich myślach natomiast pojawiła się myśl;
Felek 12 lat nie pije, AA dało mi 12 Kroków i 12 Tradycji, więc zaliczę co roku po jednym Kroku, po jednej Tradycji, 12 lat upłynie, a ja po 12 latach sprawdzę jak to jest zmierzyć się jeszcze z alkoholem.
Przecież kilka razy usłyszałem że mogę się napić, tylko wybór będzie do mnie należał.
Z takimi myślami jednak, nie wytrzymałem nawet 12 tygodni.

12 lipca 1991r, nastąpił ten fakt.
Jeszcze dobrze nie podniosłem się z łóżka /niedziela przecież/, jak do drzwi zapukał szwagier z siostrą mojej ex. Tą samą o której już wspomniałem, że sympatią jej nie darzyłem.
Szwagier jak to on, wyjął flachę ze słowami; Mietek spróbujesz?, wczoraj gotowane. Krystyna/siostra ex/, natomiast zagaiła że u nas, w AA, nie wolno.
Natomiast ja z kolei, chcąc udowodnić że nie będę się słuchał głupiej baby, od razu odpowiedziałem ze o tym czy się napiję czy nie decyduję ja sam. A skoro szwagier proponuje to dlaczego mam o suchym pysku przy nich siedzieć?. Zwłaszcza że pomyślałem; co to jest, flacha, cztery osoby, wypada więc trochę więcej jak po setce na głowę, więc tym się raczej nie upiję.
Jakże się myliłem!!!
Po tej flaszce stała się dla mnie na ówczesny czas rzecz zupełnie niezrozumiała.
W żołądku ścisk, jakby go imadło pneumatyczne w swe szczęki złapało, dupa na krześle zaczęła się kręcić jakby od szarży hemoroidów, w głowie natomiast burza, gorsza jeszcze od tornada.
Bo z jednej strony, chęć dalszego picia, z drugiej zaś pytanie; a co ja powiem na jutrzejszym mityngu?
Kto tego nie przeżył, nie zrozumie, ja myślałem jednak ze zwariuję, potem powiedziałem, czy to seta, czy pół litra, jednakowo się liczy, jednakowo się będę tłomaczył i na efekty nie trzeba było długo czekać.
Nawet nie zastanawiałem sie nad tym co będzie, aczkolwiek uczciwie przyznam że komfortu picia w tym dniu nie miałem absolutnie. Ciągle powracała myśl o mityngu, o tym co powiem, o tym że mogłem przecież odmówić. nie mniej jednak uchlałem się jak świnia, co więcej, obudziłem się kolejny raz z głową pod stołem, bo na wersalce zostały tylko stopy.
O kacu, tym fizycznym nawet nie wspomnę, natomiast obudził się we mnie potężny kac moralny.
Poczucie winy, poczucie wstydu, po raz kolejny poczucie nic nie wartości, z takimi myślami jechałem jednak do Warszawy, mówiąc sobie samemu, że jednak nic nie będę ukrywał.
Pierwszym któremu o tym powiedziałem był oczywiście Felek.

cdn.

Mietek - Sob Gru 25, 2010 18:11

cd.
Myślałem że Felek jak usłyszy o moim zapiciu, będzie mnie pouczał, będzie się wściekał na mnie, ze może nie bardzo będę efektywny w tym dniu w pracy. A ten jakby nigdy nic, przyjął moją rewelacyjną wiadomość o zapiciu jako coś normalnego, zaproponował tylko mocną kawę i do roboty.
Potem dopiero, już po pracy usłyszałem od niego, że to jest wpisane w tą chorobę/zapicie/, że nie każdy musi, a jednak ludzie zapijają. Usłyszałem też jak do tego dochodzi i muszę przyznać, ze tak naprawdę to ja nic od tego 17 maja nie przetrzeźwiałem. W umyśle, w duszy, w charakterze, nadal byłem potwornie pijany.
Owszem, dużo słyszałem, jednak mało do mnie docierało, mało do siebie przyjąłem, nie trzeźwiałem nic, tylko nie piłem.
Nawet nie pomogło to, że przeczytałem naszą Wielką Księgę, że przeczytałem 12 Kroków i 12 Tradycji, ale tylko przeczytałem. Zupełnie tak jakbym czytał lekturę do poduszki. Natomiast nic nie przyjąłem z tego do swojego rozumu. Nic tak na dobrą sprawę nie zrobiłem w kierunku zmiany swojego myślenia, zmiany swojego nawet postępowania.
To zapicie jednak było mi chyba nie tylko pisane, ale na pewno potrzebne.
Po nim dopiero przestałem 12 Kroków trktować jak lekturę do poduszki, doszło do tego jeszcze "Życie w Treźwości", które to zacząłem czytać tematami, nad każdym indywidualnie się zastanawiając, dopiero wtedy zacząłem słuchać na mityngach w inny sposób jak dotychczas, bez oceniania, bez wybierania tego co mi pasuje, z zapamiętywaniem tych zdań, wypowiedzi które niejako i mnie osobiście dotyczyły.

To zapicie, to był przełom w moim trzeźwieniu.
Po nim dopiero, poprzez ten żołądkowy ucisk, dupościsk i mózgościsk, uświadomiłem sobie dokładniej trochę/bo jeszcze nie do końca/, swoją bezsilność wobec alkoholu.
Po nim dopiero zaczęło się zmieniać co nieco moje chore jak dotąd myślenie. Niech inni sobie o mnie myślą mięczak, ja pod względem nie picia, pozostanę jednak nieugięty.
Co więcej, przy okazji dowiedziałem się o możliwości terapii, którą dość poważnie zacząłem się interesować.
Przy okazji niejako miałem na mityngach potwierdzenie, tego co zaniedbałem w ramach tego nie fizycznego trzeźwienia.
Po raz kolejny więc zacząłem zmieniać swoje życie, swoje postępowanie, swoje dotychczasowe trzeźwienie.
Po dwóch tygodniach od zapicia, trafiłem na pierwszą wizytę w przychodni uzależnień, odbyłem rozmowę z p. Doktor, napiszę Doktor celowo z dużej litery, po raz pierwszy w swoim życiu rozmawiałem z prawdziwym psychologiem, choć muszę przyznac że do tej pory uciekałem od nich bardziej niż od ognia i powodzi.
Cholera, coś we mnie pękło, wtedy jeszcze nie wiedziałem co, ale jednak pękło. Najprędzej chyba ja sam, w pełnym tego słowa znaczeniu.

Mietek - Czw Gru 30, 2010 22:15

Zanim jednak zacznę o terapii, zatrzymam się na chwilę na moim towarzystwie, moich kolegach z którymi nie tylko łączyły mnie koleżeńskie stosunki, współpraca dla dobra socjalistycznego kraju, praca na rzecz danego zakładu pracy, ale jednocześnie pociąg do wyskokowych napojów, spotkania w restauracyjce, oczywiście przy kieliszku, czy też picie /zwłaszcza w ostatnim okresie/ z byle kim i byle gdzie.
Otóż kiedy przestałem pić, z tymi moimi kolegami coś dziwnego zaczęło się dziać. Albo się mnie zaczęli bać, albo nie mogli uwierzyć w Mietkową odmianę, jedno jest pewne, że wielu z nich zaczęło mnie nawet unikać.
Nawet tacy, którym nawet nie zależało kiedyś na tym, żeby Mietka tylko rozruszać, żeby potem w nieskończoność stawiał, tacy z którymi wszelkie rachunki w knajpach płaciliśmy wspólnie, całe to moje towarzystwo, jakby zaczęło mnie unikać. Nie ukrywam że w niektórych przypadkach było mi przykro z tego powodu. Przecież z niektórymi nie zawsze się podczas spotkania upijałem, nie zawsze trzeba było mnie odprowadzać do domu, nie zawsze też było tak, że piłem tylko wtedy gdy od kogoś coś potrzebowałem więc komuś trzeba było postawić i odwrotnie.
Pamiętam dokładnie jak przykro mi się zrobiło, kiedy po kilku tygodniach po zapiciu, spotkałem się dość przypadkowo na ulicy z Jurkiem. Jurek był nauczycielem, wychowawcą internatowym w jednym z okołogrójeckich Ośrodków Szkolno Wychowawczych dla dzieci i młodzieży trudnej. Tak to się w tych czasach nazywało. Dziś jest to młodzież społecznie nieprzystosowana.
Otóż swego czasu spotkania z Jurkiem, bardzo sobie nawet ceniłem. Nie tylko przy kieliszku rozmawialiśmy o głupotach, ale też i na bardzo poważne tematy, natomiast kieliszek traktowany był w naszym wykonaniu jako dodatek do spotkania. Kiedy jak już wspomniałem spotkałem się z Jurkiem, a niewidzieliśmy się prawie rok, ponieważ wcześniej zmienił on miejsce pracy na inny oddalony od Grójca ponad 100 km ośrodek, po pierwszym uścisku dłoni, po zwyczajowym "co u ciebie", kiedy powiedziałem co się u mnie zmieniło, że pracuję też gdzie indziej niż kiedyś, Jurek zaproponował naszą knajpkę. Powiedziałem że dobrze, ale bez alkoholu, bo ja przestałem pić.
Usłyszałem tylko, to jak ty nie pijesz, to o czym ja mam z tobą rozmawiać. Odwrócił się na pięcie i tyle go widziałem. Nawet mimo wytężania swojej pamięci, nie potrafię dziś odpowiedzieć czy wtedy powiedzieliśmy sobie zwyczajowe "cześć".
Takich sytuacji przez cały pierwszy okres abstynencji miałem bardzo dużo. Nie będę ukrywał , że w przypadkach niektórych kolegów było mi przykro z powodu ich odwrócenia, jednak ja wolałem pozostawać w abstynencji.
Dziś wiem, że wtedy "w okresie picia" tak naprawdę kolegów - przyjaciól nie miałem.
Dziś z tamtego okresu zostało mi ich naprawdę tylko pięciu. Pięciu którzy umieli i do dziś umieją utrzymać w poszanowaniu moje postanowienie o abstynencji, pięciu którzy szanują moje niepicie, pięciu którzy dziś zamiast kielicha, czy piwa nawet, przy spotkaniu proponują kawę i nic poza tym. No, chyba że spotykamy czy odwiedzamy się w domu, wtedy jest nawet coś słodkiego na stole.

Tylko pięciu mi ich pozostało, a wydawało mi się że byłem dość towarzyski, że koleżeństwo moje to dość liczne grono. A to grono okazało się niewypałem od czasu kiedy przestałem pić.

jagna - Czw Sty 06, 2011 17:41

Mietek,
Gdzieś się podział w tym temacie!?
Czekam na ciąg dalszy.

Mietek - Czw Sty 06, 2011 20:11

jagna napisał/a:
Czekam na ciąg dalszy.

Zaraz będzie :-D

Mietek - Czw Sty 06, 2011 21:45

Czas więc przejść do tematu terapii.
Rozpocząłem ją tydzień po zapiciu 20 lipca 1991 r.
Piewrwsze spotkanie z Panią Doktor Ewą Witkowską, pierwsze spotkanie z Psychologiem Joanna O., pierwsze spotkanie z Terapeutą prowadzącym Ryśkiem, na codzień AA, spotkania które wywołały we mnie dość dużo mieszanych uczuć.
Ulga, że wreszcie zdecydowałem się na jakiś kolejny etap w moim trzeźwieniu, zainteresowanie, a jednocześnie lęki i obawy, czy podołam?, czy nie będzie to mój kolejny słomiany zapał, kogo spotkam w grupie i wiele innych pytań, na które nie umiałem sobie w tamtym czasie odpowiedzieć.
Jak już wspomniałem, pracowałem w firmie gdzie moimi współpracownikami byli A-owcy. Podpytywałem ich jak to z tą terapią jest, jednak nie bardzo chcieli ze mną na ten temat rozmawiać.
Darek który skończył ten sam rodzaj terapii, w tej samej przychodni, mówił krótko; nie dopytuj, bo wiedza na ten temat, w pewnym momencie może ci zaszkodzić. Inni też byli bardzo oszczędni e informacjach na ten temat. Nie ukrywam, że odczuwałem wtedy do nich złość, coś w rodzaju odrzucenia, robienia tajemnicy co do metod i działań na tej terapii, nie mniej jednak postanowiłem; jeżeli już coś zacząłem w tym temacie działać, będę działał mimo tego, że mogę tego nie wytrzymać, jednak postanowienie w życie wprowadziłem.
A miałem sie czego bać. Przecież nie wiedziałem na co stać jest tych którym przyszło nad Mietkiem popracować i to na wyraźna jego zgodę. Przecież kontrakt podpisałem.
Z kolei ludzie też byli konkretni.
Doktor Ewa, konkretna w swoim zawodzie, aczkolwiek nie alkoholiczka, bardziej współuzależniona, jednak dość długi lekarski staż jako psychiatra, członek Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego, wspólpracownik dr Anny Dodziuk w Instytucie Psychologii,Zdrowia i Trzeźwości, wykładowca SPP/Studium Pomocy Psychologicznej/, więc konkretna osoba na konkretnym stanowisku kierownika przychodni.
Joanna O./ze względu na jej powiązania rodzinne nie piszę pełnego nazwiska/, jako psycholog, konkretna, czasem ostra, ogólnie jednak bardzo ludzka i cieplutka osoba. Człowiek po prostu.
Rysiek - terapeuta, ooo ten to mi życia "umilił". Ciągle do czegoś się przyczepiał, ciągle mu coś u mnie nie pasowało, często ze spokojem jak oddał jakiś zwrot, to od pięt do mózgu i spowrotem cirki mi przechodziły, nie mówiąc o tym że ręce zaczynaly się nawet trząść, jakby delirki dostały. Cóż, trafił mi sie terapeuta - alkoholik przetrzeźwiały, więc o jakiejkolwiek manipulacji mowy być nie mogło.
Żeby było śmieszniej, cała powyżej wspomniana trójka, miała do pomocy kandydatów na terapeutów, słuchaczy SPP, którzy jako pomocnicy w Przychodni, odbywali zawodowy staż. A byli nimi Andrzej, Jarek i Darek.
Muszę tu nadmienić że wtedy, te prawie 20 lat wstecz nie było tylu pomagaczy co teraz, natomiast to co zaczęło się w Poznaniu za przyczyną dr Wojciechowskiej, przez 15 lat istnienia ruchu AA w Polsce zostało rozprzestrzenione na teren całego prawie kraju. Zatem terapeutami w przychodniach byli trzeźwiejący alkoholicy, po odpowiednim przeszkoleniu oczywiście. W Ośrodku Leczenia Odwykowego utworzonym przez sławnego dra Woronowicza do tej pory tak jest.
Jak więc z powyższego wynika, choćbym nie wiem jak chciał pokombinować, pomanipulować, za cholerę się w takim towarzystwie nie dało.

Więc czy nie miałem podstaw do obaw, lęków, niepewności i tego co się z tymi uczuciami wiąże?
Dziś dokładnie wiem że te moje obawy nie były bezpodstawne, jednak przeżyłem i dobrze na tym wyszedłem.
Ale o tym potem.

Karlarzysta - Czw Sty 06, 2011 23:20

Pozdrawiam Mieciu .Nie mam dostepu do internetu ,kiedy by mial na to ochote .Po zatym nie wyjechalem do Francji, od wtorku pracuje juz na miejscu w Mragowie . ;-)
Mietek - Czw Sty 06, 2011 23:24

Karlarzysta napisał/a:
od wtorku pracuje juz na miejscu w Mragowie .

To nawet super :lol:
Tu na miejscu jednak możliwości trzeźwienia są większe. Zwłaszcza że wśród swoich.

Trzymaj się w rodzinnym kraju :-D
<czesc>

Karlarzysta - Czw Sty 06, 2011 23:37

Dzieki Mieciu ,dodatkowo moje drogi zawodowe spotkaly mnie znowu z kolega ,ktory jako pierwszy i ostatni ;bo po miesiacu bylem na terapi .;Powiedzial ,ze nie bedzie ze mna pracowal z powodu mojego picia.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group