Strona Główna Witaj na stronach niepije.com.pl
Forum wsparcia, dla osób uzależnionych i współuzależnionych od alkoholu.
Dawniej niepije.net


FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  DownloadDownload

Poprzedni temat «» Następny temat
Zamknięty przez: dora
Pią Lut 11, 2011 18:20
Fragment-- ''Leczenie uzaleznionego umyslu''- Lee Jampolsky
Autor Wiadomość
dora 
Moderator


Pomogła: 22 razy
Dołączyła: 26 Mar 2010
Posty: 4423
Wysłany: Pią Lut 11, 2011 18:20   Fragment-- ''Leczenie uzaleznionego umyslu''- Lee Jampolsky

Postanowiłem podać poniższy fragment ze względu że są tam ciekawe rzeczy które mogą się przydać w rozpoznawaniu siebie. Według mnie autor tej książki zaraził się czymś takim jak „‘miłość i światło”. Dużo pisze o miłości jako lekarstwo, recepta na życie, co jest pułapką. Proponuje zbagatelizować / zignorować całą tą miłość ;]

Fragment z książki „Leczenie uzależnionego umysłu” autorstwa Lee Jampolsky, str. 65-82

Podstawy systemu myślenia uzależnionego tworzą: strach, koncentrowanie się na przeszłości lub przyszłości, osądzanie i przeświadczenie, że czegoś w nas brakuje. Umysł uzależniony „okopuje się” tymi przekonaniami, pozbawiając nas miłości i spokoju.

Pierwsze przekonanie umysłu uzależnionego

Jestem samotny w okrutnym, nieprzyjaznym i niemiłosiernym świecie. Nic mnie nie łączy z innymi ludźmi.

Jeśli budząc się rano, nie cieszysz się nowym dniem, być może do pewnego stopnia jesteś ofiarą tego przeświadczenia. Myślenie uzależnione przekonuje nas, że świat ma w nim miejsca, gdzie jesteśmy osądzani i osamotnieni, że nie ma w nim miejsca na przebaczenie i jedność. Poczucie izolacji zmusza nad do zmagań z otaczającym światem. Jeśli poddajesz się tej myśli, nic dziwnego, że budujesz mury i zasieki mające cię chronić. Rzecz w tym, że myśl ta jest błędna. Uzależnione myślenie posługuje się irracjonalną logiką: reagujemy „logicznie” na fałszywe przekonania, ale nigdy nie próbujemy ich podważać.

Gdy przychodzimy na świat, jesteśmy otwarci, ufni i czujemy łączność ze światem. Często przeżycia z dzieciństwa powodują, że zamykamy się i stajemy się nieufni. Zaczynamy nabierać przekonania, iż jesteśmy samotni w okrutnym świecie. Wspominając własne dzieciństwo, znajduję wiele takich doświadczeń. Z perspektywy czasu niektóre wydają mi się zabawne, lecz wówczas przeżywałem je boleśnie.

Jedno z takich wydarzeń miało miejsce, gdy jako ośmioletni chłopiec spędzałem wakacje na obozie. Nie mieliśmy z bratem zbytniej ochoty tam jechać, lecz zarazem trochę nas ciągnęła perspektywa obozowego życia, więc postanowiliśmy spróbować. Pierwszym sygnałem tego, co miało nastąpić, była całkowita zmiana zachowania moich wychowawców zaraz po tym, jak rodzice zniknęli z pola widzenia. Na szczęście brat, który był dwa lata starszy ode mnie, stawał w mojej obronie. Ale nawet on nie był w stanie uchronić mnie od wszystkich okrucieństw tego świata. Zanim powiem, co się działo dalej, pozwólcie przedstawić tło wydarzeń.

Po pierwsze, mama pilnie zastosowała się do wymagań organizatorów obozu i opatrzyła wszystkie moje rzeczy plakietkami z nazwiskiem. Po drugie, mój żołądek nie dostosował się do obozowej kuchni. Po trzecie, żadne z dzieci nie darzyło mnie szczególną sympatią. Owe trzy czynniki razem wzięte zaowocowały najkoszmarniejszymi dwoma tygodniami, jakie może sobie wyobrazić ośmiolatek.

Pewnego popołudnia po obiedzie zaalarmowały mnie wnętrzności. Wymknąłem się z lekcji łucznictwa i pobiegłem do wygódki. Niestety, biegłem zbyt wolno i zafajdałem gatki. Nie wiedząc, jak sobie z tym poradzić, szybko zmieniłem bieliznę, a brudną wrzuciłem do śmietnika. Nie wziąłem jednak pod uwagę mentalności niektórych moich kolegów oraz tego, że mój czyn zostanie odkryty. Jeden z moich kolegów, duży chłop, znalazł ufajdane i podpisane moim nazwiskiem gacie i czuł się w obowiązku powiadomić o tym pozostałych członków obozowej populacji. Przez resztę pobytu wyśmiewano się ze mnie bezlitośnie. Na dobitkę zostałem niechcący uderzony w głowę kijem golfowym podczas gry w minigolfa.

Rana wymagała szycia i lekarz musiał mi częściowo zgolić włosy. Facet z ogoloną głową, znany z napaskudzenia w portki z pewnością nie mógł być najbardziej lubianą osobą na obozie. Zawsze, gdy dzwonili rodzice, wychowawca stał nad nami i pilnował, żebyśmy mówili, że bawimy się świetnie. Owe dwa tygodnie w żadnym wypadku nie przypominały idyllicznej wizji roztoczonej w reklamowym prospekcie.

To doświadczenie (na które nałożyło się wiele innych, równie niemiłych) stało się źródłem mego przekonania, że w ostatecznym rozrachunku jestem samotny i bezbronny. Z takiego przekonania rodzi się zachowanie uzależnione. Doszedłem do wniosku, że czynności przymusowe są próbą uniknięcia uczuć osamotnienia i wstydu. Zamiast podważyć swoje fałszywe przekonania, możesz mieć tendencję do ucieczki od uczuć, które są ich rezultatem. Pozbywając się uzależnionego myślenia, musisz być przygotowany na konfrontację z lękiem przed samotnością. Tylko wówczas możesz odkryć tę prawdę, że istnieje łączność między nami wszystkimi. Pomyśl, jak inne mogłoby być twoje życie, gdybyś zawsze wiedział, że aby pokonać samotność, wystarczy wyciągnąć współczującą dłoń do drugiego człowieka. Nigdy nie czułbyś się pozbawiony miłości. Pomyśl, ile razy i na ile różnych sposobów stawiałeś mury i zapory wtedy, gdy należało pomyśleć o kimś z miłością lub czule go objąć. Twoje uzdrowienie rozpocznie się w chwili, gdy zdasz sobie sprawę, że możesz dokonać wyboru pomiędzy budowaniem murów a roztaczaniem miłości.

Drugie przekonanie umysłu uzależnionego:

Jeśli chcę zachować spokój umysłu i czuć się bezpiecznie, muszę osądzać innych i umieć się szybko bronić.

Osoba myśląca w sposób uzależniony wierzy, że zachowa spokój umysłu, jeśli będzie przestrzegać następujących, niezdrowych zasad:

1.

Należy efektywnie, dokładnie i sprawnie analizować każdą osobę i sytuację, odwołując się do minionych, a nie teraźniejszych doświadczeń.
2.

Analiza ma służyć osądzaniu i klasyfikowaniu każdej osoby i sytuacji w życiu.
3.

Trzeba łapać, co tylko się da, bo nie wystarczy dla wszystkich.
4.

Trzeba atakować wszystko, co mogłoby stanowić zagrożenie.

Czy widzisz, jak bardzo te reguły ograniczają twoje życie? Ilekroć osądzasz, klasyfikujesz lub bronisz się, przestajesz odczuwać miłość.

Trzecie przekonanie umysłu uzależnionego:

Mój sposób postępowania jest jedynym słusznym. Moje spostrzeżenia są zawsze prawidłowe. Aby bycz siebie zadowolonym, muszę zawsze być doskonały.

Gdybym dostawał stówę za każdym razem, kiedy bardziej niż na szczęściu zależało mi na tym, aby mieć rację, byłbym bogatym człowiekiem.

Przekonanie, że nasz sposób postępowania jest jedynym słusznym, powoduje uzależnienie polegające na tym, że musimy mieć zawsze rację. Jeśli jej nie mamy, czujemy wstyd. Nasz szacunek do samych siebie w sposób irracjonalny zależy od tego, czy mamy przez cały czas rację. Jakakolwiek niedoskonałość w nas jest nie do przyjęcia.

Ogromny lotniskowiec wyszedł w morze. Dowodził nim admirał, słynący ze swoich osiągnięć. Pewnej nocy, gdy odpoczywał w kajucie, zawiadomiono go, że w odległości wielu mil zauważono światło. Jak zwykle w takich wypadkach, marynarz pełniący nocną wachtę wysłał sygnał świetlny: „Zbliżasz się do statku, skręć dziesięć stopni w lewo”. Odpowiedź brzmiała: „Nie. To ty skręć dziesięć stopni w prawo”. Marynarz miał problem, gdyż otrzymał rozkaz, aby nie zmieniać kursu. Jeszcze kilka razy wysyłał tę samą wiadomość, lecz i odpowiedź brzmiała wciąż tak samo. Postanowił więc obudzić admirała, który po wysłuchaniu sprawozdania z sytuacji wszedł z groźną miną na mostek i polecił zasygnalizować wiadomość: „Tu admirał Smith. Jestem kapitanem zbliżającego się statku i rozkazuję wam skręcić dziesięć stopni w lewo”. Odpowiedź z przeciwka była następująca: „Tu Brown, starszy marynarz. Skręć dziesięć stopni w prawo”. Twarz starego admirała spurpurowiała z gniewu na taką bezczelność zwykłego marynarza. Posłał następną wiadomość: „Tu admirał Smith z Marynarki Stanów Zjednoczonych. Jestem dowódcą największego lotniskowca na świecie. Skręć dziesięć stopni w lewo”. Na to otrzymał odpowiedź: „Tu marynarz Brown. Pełnię nocny dyżur w latarni morskiej. Skręć dziesięć stopni w prawo”.

Admirał był człowiekiem uzależnionym od swojego sposobu myślenia. Uważał, że zawsze ma rację. Był pewien, że wraz z załogą ocenił sytuację prawidłowo. Nie zwrócił uwagi na to, że był o włos od katastrofy, a marynarz Brown chciał mu właśnie pomóc jej uniknąć. Sądzę, że każdy z nas w pewnym stopniu prezentuje podobny typ myślenia. Im bardziej chcemy mieć rację, tym bardziej oddala się od nas spokój umysłu. Jeśli wciąż się sprzeczamy i nasze musi być na wierzchu, to naprawdę dopraszamy się nieszczęścia.

Czwarte przekonanie umysłu uzależnionego:

Tylko atak i obrona zapewnią mi bezpieczeństwo.

Myślenie uzależnione to błędne koło ataku i obrony. Jeśli wierzymy, że żyjemy sami dla siebie w świecie, w którym dóbr nie wystarczy dla wszystkich, logicznym wyjściem wydaje się obrona lub odwet. Mniemanie, że atak i obrona są sposobem zapewnienia sobie bezpieczeństwa, przypomina rzucanie bumerangiem z nadzieją, że nie wróci. Ilekroć atakujemy drugiego człowieka, pogłębia się nasze poczucie zagrożenia i wzrasta potrzeba obrony.

Piąte przekonanie umysłu uzależnionego:

Przeszłość i przyszłość są rzeczywiste, muszą być obiektem troski i podlegać ciągłej ocenie.

Każde uzależnienie ma dwa komponenty: przeszłość i przyszłość. System myślenia uzależnionego każe nam martwić się o wszystko w jednakowym stopniu. Ego martwi się każdą ewentualnością, stwarzając w ten sposób sytuację, w której bezpieczna przyszłość jest nieosiągalna. Mamy poczucie winy za nasze zachowania w przeszłości. Obawiamy się, że to, od czego jesteśmy uzależnieni, nie zawsze będzie dla nas dostępne lub przeciwnie – że będzie dostępne zawsze. Zachowanie uzależnione jest jak śnieżna kula staczająca się w dół zbocza: początkowo toczy się powoli, a stopniowo nabiera takiej siły i ciężaru, że życie bez jakiejś określonej substancji, rzeczy lub osoby jest niemożliwe. Gdy śnieżna kula rośnie, zaczyna się nam wydawać, że ma swój własny umysł, nad którym nie mamy kontroli.

Szóste przekonanie umysłu uzależnionego:

Nie mogę uciec od poczucia winy, ponieważ przeszłość żyje we mnie.

Przekonanie to jest rozwinięciem poprzedniego, lecz może występować samodzielnie. Przed dokonaniem zmian w życiu często powstrzymuje nas przeświadczenie, że w przeszłości zrobiliśmy coś złego, za co musimy czuć się winni. Skutkiem takiego myślenia jest jedynie utrwalenie w nas wstydu i obniżenie naszego poczucia wartości. Ten sposób myślenia odbiera nam nadzieję.

Zauważyłem, że tak myśli wielu moich uzależnionych pacjentów w trakcie rekonwalescencji (pamiętających). Jednym z nich jest Bili, alkoholik, trzeźwy przez ostatnich siedem lat. W czasie owych siedmiu lat Bili cztery razy zmieniał pracę. Zajmuje się handlem.

Na każdym stanowisku szybko awansował, a jego pracodawcy byli zadowoleni. Chociaż odnosił sukcesy, wciąż był z siebie niezadowolony i miał nadzieję, że kolejna praca przyniesie mu satysfakcję. W trakcie terapii Bili opowiadał o przebiegu swojej kariery zawodowej, przedtem zanim podjął decyzję o rzuceniu alkoholu. Pracował w jednej firmie przez 11 lat, a używanie alkoholu i innych środków odurzających nigdy specjalnie nie zakłócało jego działań zawodowych. Wyniki sprzedaży były zawsze powyżej przeciętnej i nigdy go nie kontrolowano. Szef był jednym z jego najlepszych przyjaciół. Razem się wychowywali i byli jak bracia. Kiedy Bili rzucił alkohol, postanowił opuścić firmę, gdyż uważał, że potrzebuje nowego wyzwania.

Gdy poznaliśmy się lepiej, Bili wyznał mi swój sekret, skrywany przez dwanaście lat. Było to pewnego pochmurnego, grudniowego poranka. Bili usiadł w fotelu i zaczął szlochać. Zakrył twarz dłońmi, jakby chciał ukryć przed sobą i przede mną głębię swego wstydu. Powoli zaczął mówić. Dwanaście lat temu potrzebował na alkohol i narkotyki więcej pieniędzy niż posiadał. Ponadto dokonał kilku złych inwestycji, ponieważ biorąc, miał dużo gorsze wyczucie sytuacji. Wyznał mi przez łzy, że zdefraudował część pieniędzy szefa, swojego najlepszego przyjaciela, by móc kupić narkotyki i spłacić długi. Nie była to duża suma, lecz sam fakt jej przywłaszczenia wywołał poczucie winy, z którym Bili borykał się przez dwanaście lat. Uważał, że zrobił coś niewybaczalnego, i dlatego stałe się za to obwiniał. Odejście z firmy nie miało nic wspólnego z chęcią podjęcia nowego wyzwania; powodem było poczucie winy. Postępek sprzed dwunastu lat uniemożliwił Billowi odczuwanie zadowolenia z tego, co obecnie działo się w jego życiu.

W toku terapii Bili nauczył się przebaczać sobie. Przez lata jego przyjaźń z byłym szefem osłabła i widywali się sporadycznie. Któregoś dnia Bili zadzwonił do starego przyjaciela i opowiedział mu o swoim przewinieniu. Zaproponował oddanie pieniędzy. Ku jego zdziwieniu, przyjaciel powiedział, że wykrył defraudację rok po opuszczeniu przez Billa firmy. Dodał, że wówczas czuł się bardzo rozczarowany, ale potem to minęło i że przez te wszystkie lata brakowało mu Billa. Teraz pracują znowu razem, a Bili nareszcie pozbył się poczucia winy.

Siódme przekonanie umysłu uzależnionego:

Za błędy muszę zostać ukarany. Nie mogę ich po prostu naprawić i wyciągnąć z nich wniosków.

Myślenie uzależnione jest jednocześnie sędzią i strażnikiem więziennym. Jeśli jesteśmy przeświadczeni, że powinniśmy siebie osądzić i ukarać za każdą pomyłkę, zostawiamy sobie mało miejsca na rozwój. Takie przekonanie wraz z podejściem: „To ja mam rację” nieuchronnie rodzi konflikt wewnętrzny. Jeśli myślimy w ten sposób, sądzimy i każemy siebie za każde przewinienie, a co za tym idzie, niewiele dowiadujemy się o miłości.

Kiedyś Carny, moja żona, uparcie nazywała siebie głupią. Na każdy, nawet najmniejszy błąd, który popełniła, reagowała słowami: „Jak mogłam być tak głupia!”. W rezultacie czuła się źle i obniżyło się jej poczucie wartości. Gdy zdała sobie sprawę z tego, co robi, z czasem zaczęła nad tym panować. Zamiast: „Jak mogłam być tak głupia!”, nauczyła się mówić: „Jestem człowiekiem, a wszyscy ludzie popełniają błędy. To okazja, by się czegoś nauczyć”. Gdy tylko zmieniła swoje podejście do błędów, wzrosło jej poczucie własnej wartości. Była w stanie robić rzeczy, których wcześniej się bała, na przykład wznowiła naukę.

Jedno negatywne przeświadczenie może mieć długotrwały wpływ na całe twoje życie. Jedno przekonanie może powstrzymać się od zrobienia czegoś, co chcesz zrobić. Obalenie choć jednego przekonania w systemie myślenia uzależnionego może być jak wejście w świeży, jasny i słoneczny dzień po długiej, zimowej burzy.

Ósme przekonanie umysłu uzależnionego:

Strach istnieje. Nie próbuj temu zaprzeczyć.

Na tym przekonaniu opiera się myślenie uzależnione. Dopóki nie podamy w wątpliwość istnienia strachu, dopóty ego pozostanie nienaruszone. To ono gromadzi w nas pokłady strachu i czuwa nad tym, byśmy nie kwestionowali iluzorycznej podstawy, na której się opiera. Jeśli chcesz uzdrowić swój uzależniony umysł, zapamiętaj to krótkie hasło: „Kwestionuj strach”.

Moje doświadczenie terapeutyczne pozwoliło mi stwierdzić, że kwestionowanie lęku wywołuje pewne powszechnie spotykane obawy. O ironio, strach często się wzmaga, gdy zaczynamy mu się przyglądać. Często przeczuwamy, że otwarcie drzwi do ukrytych piwnic strachu sprawi, że zostaniemy nim przytłoczeni. Lęk może wzrosnąć przy pierwszej próbie jego zakwestionowania, ale obniża się, gdy tylko stwierdzimy, jak chwiejne są jego podstawy. W rzeczywistości podawanie w wątpliwość naszego strachu przyniesie nam najprawdopodobniej ogromną ulgę. Mówienie o naszych mrocznych, głęboko skrywanych obawach zazwyczaj rozświetla nasze wnętrze i pomaga zrozumieć, kim naprawdę jesteśmy. W porównaniu z rozpaczą wynikającą z ukrywania trosk stanięcie twarzą w twarz ze strachem okazuje się przyjemną odmianą.

Obecnie często przemawiam publicznie. Dzielenie się moją wiedzą i pogodą ducha z dużymi i małymi grupami ludzi sprawia mi wielką radość. Ale nie zawsze tak było.

Gdy zdobywałem tytuł magistra, na większość zajęć przychodziło tylu studentów, że z łatwością mogłem się wtopić w tłum i nie musiałem zbyt często występować przed audytorium. Gdy musiałem coś powiedzieć publicznie, serce tak mi kołatało, że myślałem, iż wyskoczy mi z piersi. Okropnie się bałem takich wystąpień i gotów byłem unikać tego za wszelką cenę.

Na pierwszym semestrze studiów miałem wykłady z etyki, na które chodziło tylko 12 studentów. Wszyscy wyglądali na sympatycznych. Profesor był człowiekiem delikatnym i spokojnym. Wszystko to jednak nie pomogło mi pokonać irracjonalnego strachu przed publicznymi wystąpieniami. Na dodatek nie mogłem się ukryć w tłumie i czułem się bardzo niezręcznie. W połowie kursu każdy ze studentów musiał wygłosić krótki referat. Z dnia na dzień byłem coraz bardziej niespokojny. Wstydziłem się tego strachu i głęboko go ukrywałem. W końcu przyszła kolej na moje wystąpienie. Czułem się fatalnie i wydawało mi się, że mówię pięć godzin, a nie pięć minut. Było to naprawdę przerażające przeżycie. Gdy pomyślałem, że na innych zajęciach też będę musiał występować przed grupą, mój niepokój wzrósł. Bałem się nawet pomyśleć, jak często musiałbym to robić. W końcu mój lęk osiągnął takie rozmiary, że wolałem rzucić studia niż wygłosić kolejny referat.

Po opuszczeniu szkoły moje i tak już bardzo niskie poczucie wartości osiągnęło dno. Wkrótce wylądowałem w małym, prowincjonalnym miasteczku. Mieszkałem sam i zażywałem coraz większe dawki narkotyku. Stałem się odludkiem. Nigdy nie czułem się bardziej osamotniony.

Z czasem byłem w stanie wyjść nieco z izolacji, lecz strach, że ludzie odkryją, kim jestem, utrzymywał się. Wciąż jeszcze miałem okresy, gdy intensywnie brałem narkotyki. Nie chciałem, by ludzie mnie rozpoznawali, i to właśnie był powód, dla którego unikałem wystąpień publicznych.

Po jakimś czasie przeniosłem się do Seattle, gdzie wznowiłem studia. Byłem zdecydowany walczyć ze strachem. Wybrałem zajęcia z profesorem, który wydawał mi się człowiekiem wrażliwym, by móc się z nim podzielić moimi zmaganiami wewnętrznymi. To był pierwszy krok ku wyzdrowieniu. Koniec końców wróciłem do poprzedniej szkoły i spędziłem tam kilka owocnych lat. Pokonanie strachu kosztowało mnie mnóstwo wysiłku i czasu, lecz świadoma decyzja, by zamiast uciekać, stawić mu czoło, była dla mnie punktem zwrotnym. Odczuwam jeszcze lekkie kołatanie serca przy okazji wystąpień publicznych, ale wiem, że najlepiej poznam siebie, jeśli dam się poznać innym. Ukrywanie strachu pomnaża go, gdyż staje się on pożywką dla samego siebie.

Dziewiąte przekonanie umysłu uzależnionego:

To, jak się czuję, zależy od innych ludzi. Sytuacje zewnętrzne determinują moje przeżycia.

Na tym polega „gra w obwinianie”, którą uprawia ego. Powyższe przekonanie stwarza świat, w którym spokój umysłu zależy od łutu szczęścia, a nie od indywidualnego świadomego wyboru. Jeśli sytuacja nam sprzyja, sądzimy, że nam się udało, i jesteśmy szczęśliwi. Jeśli zaś znajdziemy się w „złej” sytuacji, myślimy, że nie mamy wyboru i musimy być nieszczęśliwi. Ilekroć mówisz: „Gdyby tylko to czy tamto było inne, czułbym się szczęśliwy”, postępujesz zgodnie z powyższą regułą. Uświadomienie sobie tego mechanizmu pozwala ci porzucać zachowania uzależnione.

Jedyną osobą odpowiedzialną za to,
jak się czujesz, jesteś ty sam.

Myślenie uzależnione skłania cię do zrzucania odpowiedzialności za twój ból i nieszczęście na okoliczności i na innych ludzi. Ten zwyczaj może ci wejść w krew. Wiele razy słyszałem z ust ludzi uzależnionych od środków chemicznych zdanie: „Nie brałbym, gdyby moje małżeństwo (praca, samochód, stosunki z rodzicami itd.) było lepsze”. Współuzależnieni zaś często mówili: „Gdyby tylko mój współmałżonek się zmienił, byłbym szczęśliwy”.

Aby wyleczyć swój uzależniony umysł, musisz zrozumieć, że twoje przeżycia nie są zależne od sytuacji. Zawsze masz możliwość wyboru, musisz sobie jedynie zdać z tego sprawę. Każdy z nas wybiera własne przekonania, a z nich rodzą się nasze doświadczenia.

Dziesiąte przekonanie umysłu uzależnionego:

Jeśli mam przeżyć w tym świecie, muszę stanąć do walki z ludźmi. Czyjaś strata jest moim zyskiem.

Jeśli myślimy w ten sposób, musimy wciąż porównywać się z innymi ludźmi. Zawsze czujemy się od kogoś lepsi lub gorsi i od tego zależy nasze poczucie własnej wartości. Tak czy owak tracimy, gdyż izolujemy się od innych, przestajemy czuć jakąkolwiek z nimi łączność, wspólnotę, zespolenie. Wyobraź sobie osobę na kierowniczym stanowisku, która wydaje się mieć wszystko, której się „powodzi”, a jednak czuje się samotna i niekochana. Z pewnością wielu jest dyrektorów zadowolonych z życia, ale spora ich grupa popada w uzależnienie od pracy i/lub alkoholizm. Czasami ich osamotnienie i rozpacz są tak silne, iż jedynym wyjściem staje się samobójstwo.

Na szczęście powstaje coraz więcej przedsiębiorstw, w których kładzie się nacisk na współpracę. Panująca tam atmosfera wzmacnia poczucie wartości każdego z pracowników, niezależne od tego, jaką pracę wykonują. Przedsiębiorstwa te stosują zasadę sukces-sukces zamiast zasady sukces-porażka. Ich celem jest budowanie relacji opartych na szacunku i nienaruszaniu godności własnej pracowników. Łączność, wspólnota i zespolenie to pojęcia obce uzależnionemu myśleniu. Umysł uzależniony pozostaje w stałym konflikcie ze środowiskiem i nigdy nie czuje się swobodnie. Myślenie uzależnione zmierza do sukcesu po trupach, każe ci się stale porównywać z innymi ludźmi.

Jedenaste przekonanie umysłu uzależnionego:

Potrzebuję czegoś lub kogoś poza mną, bym mógł czuć się pełnym i szczęśliwym człowiekiem.

Nawet, jeśli ulegamy myśleniu uzależnionemu, mamy niejasne przeczucie, że coś tracimy, że pozostawanie w szponach nałogu nie jest wszystkim, czego możemy oczekiwać od życia.

Można powiedzieć, że jest to pragnienie duszy, głębokie, wewnętrzne przeświadczenie, że istnieje coś potężniejszego od nas. Myślenie uzależnione tłumi to pragnienie, a otwiera przed nami drogę zaspokojenia potrzeby miłości poza nami, drogę do końca.

Dopóki sądzimy, że potrzebujemy czegoś lub kogoś, by być ludźmi pełnymi, nie potrafimy prawdziwie cieszyć się bliskością drugiego człowieka. Możemy jej doświadczyć dopiero wówczas, gdy wejdziemy w związki z poczuciem pełni i pragnieniem podzielenia się z partnerem tym, kim jesteśmy. To nie może się zdarzyć, jeśli w związku poszukujemy uzupełnienia swoich domniemanych braków i zaspokojenia swoich domniemanych potrzeb.

Jeśli niewolniczo poszukujemy szczęścia w ludziach i przedmiotach, nie możemy też zdać sobie sprawy z własnych uczuć i nie jesteśmy w stanie poznać swojego wnętrza. Jeśli chcemy sobie przypomnieć, kim jesteśmy, musimy świadomie zacząć przyglądać się własnemu wnętrzu. Dopóki nie zdobędziemy się na tę odwagę, będziemy się nadal okłamywać, goniąc za złudzeniami, które rozsypywać się będą w proch.

Dwunaste przekonanie umysłu uzależnionego:

Moje poczucie wartości zależy od tego, w jakim stopniu zdołam zadowolić ciebie.

Już to jedno przekonanie może wpędzić nas w błędne koło zachowań uzależnionych. „Zadowalanie ludzi” może uzależniać równie silnie jak narkotyki. Uparte dążenie do satysfakcjonowania innych może w nas zabić poczucie własnego ja, naszą tożsamość. To przeświadczenie jest jednym z głównych przekonań współuzależnienia.

Jaka jest zatem różnica miedzy zadowalaniem ludzi a aktem dobroci? Kryterium ich rozróżnienia stanowią twoje intencje i oczekiwania. Jeśli robisz coś ze świadomością swojej integralności, a motywacją jest współczucie, jest to akt dobroci. Jeśli natomiast sprawianie komuś przyjemności jest dla ciebie jedynym sposobem osiągnięcia samozadowolenia, idziesz prostą drogą do uzależnienia i rozpaczy. Krótko mówiąc, nie sam akt decyduje o współuzależnieniu, lecz motywacja i przekonania, które za tym stoją.

Trzynaste przekonanie umysłu uzależnionego:

Mogę kontrolować zachowanie innych ludzi.

Jeśli podzielasz to przekonanie, chcesz stale kontrolować ludzi i sytuacje. Osoby żyjące w tym przeświadczeniu często są skrępowane i sztywne, gdyż boją się utracić kontrole. Silna potrzeba kontroli może doprowadzić do migreny i wrzodów. Czasem uzależnienie od kontrolowania staje się tak intensywne, że udaremnia odpoczynek i odprężenie.

Potrzeba kontrolowania i spokoju umysłu
wzajemnie się wykluczają.

Ludzie hołdujący temu przekonaniu często traktują członków rodziny jako przedłużenie samych siebie. Gdy dziecko źle się zachowa lub współmałżonek źle ubierze, czują się osobiście dotknięci. Chcą mieć pewność, że członkowie rodziny spełniają pewne wymagania. Rzadko jednak udaje się w pełni im sprostać, więc osoby kontrolujące ciągle borykają się z uczuciami zażenowania, wstydu i strachu. Poszukując rekompensaty za te nieprzyjemne doznania, często nadmiernie skupiają się na własnych osiągnięciach.

Tacy ludzie przeżywają jedynie krótkie momenty ulotnego szczęścia. Są to chwile, gdy wszystko idzie „dobrze”, ale za moment zjawia się ktoś, kto wszystko zaburza, i znów nie mogą w pełni kontrolować sytuacji. Wtedy nie pozostaje nic innego, jak tylko desperacko starać się wzmocnić kontrolę.

Howard, mąż Janice, jednej z moich pacjentek, przejawiał niepohamowaną potrzebę kontrolowania żony. Uczestniczyła ona w szpitalnym programie odwykowym, była bowiem alkoholiczką. Howard odmówił udziału w terapii, gdyż czuł, że jako mężczyzna powinien umieć kontrolować swoją żonę. Nie bardzo mu się to udawało i sądził, że źle to o nim świadczy. Terapeuci wiele razy próbowali się z nim skontaktować, lecz odmawiał przyjścia. Janice wiedziała, że powrót do domu będzie ciężką próbą dla jej trzeźwości, ale podjęła ryzyko. Wydarzenia potoczyły się w sposób zdumiewający. Gdy Janice wróciła do domu, mąż natychmiast zamknął ją w sypialni. Przynosił jej jedzenie, lecz nie pozwalał wyjść, bo bał się, że znów pójdzie pić. Po czterech dniach niewoli Janice o drugiej w nocy wymknęła się z domu. Niechcący obudziła męża, który puścił się za nią w pogoń. Sąsiedzi zawiadomili policję. Małżonków zatrzymano w chwili, gdy Howard próbował zaciągnąć Janice z powrotem do domu.

Zgodzimy się wszyscy, że Howard był do tego stopnia uzależniony od kontrolowania Janice, że jego zachowanie stało się kompletnie irracjonalne. Powyższa historia ukazuje po prostu ostatni etap uzależniającej potrzeby kontrolowania innych – ziarno takiego zachowania mogło zostać zasiane piętnaście lat wcześniej. Wyobraźmy sobie Howarda, mówiącego: „Kochanie, nie sądzisz, że na dzisiaj dosyć?”. Ta pozornie uprzejma uwaga zawiera przekonanie, że możliwe jest sprawowanie kontroli nad innymi i że powinniśmy umieć to robić.

Jedynym obszarem, który jesteśmy w stanie kontrolować, są nasze myśli, przekonania, uczucia i czynności. Musimy porzucić myśl o kontrolowaniu innych ludzi, jeśli chcemy kiedykolwiek zaznać szczęścia.
Z książki: „Leczenie uzależnionego umysłu” – Lee Jampolsky
_________________
...''Pomimo łez wciąż można biec, ale trzeba tego bardzo chcieć....''
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Nie możesz ściągać załączników na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,05 sekundy. Zapytań do SQL: 7