Strona Główna Witaj na stronach niepije.com.pl
Forum wsparcia, dla osób uzależnionych i współuzależnionych od alkoholu.
Dawniej niepije.net


FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  DownloadDownload

Poprzedni temat «» Następny temat
Zamknięty przez: dora
Czw Lut 09, 2012 18:12
''Koniec wspoluzaleznienia'' Melody Beattie
Autor Wiadomość
dora 
Moderator


Pomogła: 22 razy
Dołączyła: 26 Mar 2010
Posty: 4423
Wysłany: Nie Sty 22, 2012 19:14   ''Koniec wspoluzaleznienia'' Melody Beattie

ROZDZIAŁ 1
Historia Jessiki

Kiedy go poznałam, świeciło słońce i był piękny dzień.
Potem wszystko stanęło na głowie.

Georgianna, żona alkoholika
Oto historia Jessiki. Niech opowie ją sama.
****
Siedziałam w kuchni, pijąc kawę i myśląc o niedokończonych pracach domowych. Naczynia.
Sprzątanie. Pranie. Lista ta nie miała końca, ale nie mogłam się zabrać za nic. Było tego dużo.
Wykonanie tych prac było niemożliwe. Nie mogło się to udać. „Tak jak moje życie” – pomyślałam.
Ogarnęło mnie zmęczenie. Znałam to uczucie od dawna. Poszłam do sypialni. Drzemki, które
kiedyś były dla mnie luksusem, teraz stały się koniecznością. Właściwie spanie było prawie jedyną
rzeczą, którą mogłam jeszcze robić. Gdzie podziała się moja motywacja do pracy? Kiedyś
rozsadzała mnie energia. Teraz nawet uczesanie się i zrobienie makijażu wydawały mi się
czynnościami wymagającymi niezmiernego wysiłku, wysiłku, na który często nie mogłam się już
zdobyć.
Położyłam się na łóżku i momentalnie zapadłam w głęboki sen. Kiedy się obudziłam, ogarnęły
mnie przykre i bolesne myśli. To również nie było dla mnie nic nowego. Sama nie wiedziałam, co
przygnębia mnie bardziej – bolesna świadomość, że moje małżeństwo jest skończone czy
mieszanina lęku, bezradności i beznadziei, kładących się cieniem na wszystkich pozostałych
uczuciach. Miłość wygasła, zniszczona rozczarowaniami, kłopotami finansowymi, kłamstwami i
ciągłym piciem mego męża. Miałam pretensje i żal do Boga, w którego tak wierzyłam, a który
zawiódł mnie tak srodze, pozwalając, by przydarzyło mi się to wszystko.
A niech go diabli! – pomyślałam – Dlaczego pił? Nie mógł wytrzeźwieć wcześniej? Dlaczego
kłamał? Dlaczego nie kochał mnie tak, jak ja go kochałam? Dlaczego nie przestał pić i okłamywać
mnie już parę lat temu. kiedy nadal zależało mi na nim?
Nigdy nie chciałam poślubić alkoholika. Wystarczyło, ze pił mój ojciec. Tak bardzo starałam się
znaleźć dobrego męża. No i znalazłam. To, że Frank ma problemy z piciem wyszło na jaw podczas
naszej podroży poślubnej, kiedy pewnego popołudnia wyszedł z naszego pokoju w hotelu i wrócił
dopiero o pół do siódmej rano. Dlaczego nie przejrzałam wtedy na oczy? Patrząc wstecz, widziałam
teraz, że objawy były aż nadto wyraźne. Jaka ja byłam głupia! „O nie, on nie jest alkoholikiem. Nie
on". Broniłam się przed prawdą cały czas. Wierzyłam w jego kłamstwa. Wierzyłam w swoje
kłamstwa. Dlaczego nie rzuciłam go wtedy, dlaczego nie rozwiodłam się? Z powodu poczucia winy,
lęku, braku inicjatywy. Zresztą, już raz go zostawiłam. Przedtem. Kiedy żyliśmy osobno, byłam
przygnębiona, cały czas myślałam o nim i martwiłam się o pieniądze. Niech to szlag trafi!
Spojrzałam na zegar. Za piętnaście trzecia. Niedługo wrócą dzieciaki ze szkoły. A potem on,
głodny, spodziewając się kolacji. A tu nic nie jest. zrobione. To jego wina. JEGO WINA!
Nagle przeskoczyłam na inny tor. Czy on naprawdę jest w pracy? Może zabrał jakąś babę na
lunch? Może ma romans? Może urwał się z pracy, żeby skoczyć gdzieś na kielicha? A może jednak
jest w pracy i znowu stwarza problemy? Nawiasem mówiąc, ciekawe jak długo się tam utrzyma.
Jeszcze jeden tydzień? Miesiąc? A potem, jak zwykle, rzuci ją albo go wyleją.
Zadzwonił telefon, wyrywając mnie z tych przepełnionych niepewnością rozmyślań. Była to
moja przyjaciółka mieszkająca w sąsiedztwie. Opowiedziałam jej, jaki miałam dzień.
– Jutro idę na spotkanie grupy Al-Anon – rzekła, wysłuchawszy mnie. – Może pójdziesz ze mną?
Już wcześniej słyszałam o Al-Anon. Była to grupa żon pijaków. Wyobraźnia podsunęła mi obraz
„biednych kobiecin” ściśniętych w jakimś pokoju, starających się usprawiedliwić chlanie swoich
mężów, przebaczających im i szukających jakichś sposobów pomożenia pijakom.
– Zobaczę – skłamałam – Mam kupę roboty – wyjaśniłam, tym razem mówiąc prawdę.
Ogarnęła mnie taka wściekłość, że ledwie rozumiałam, co do mnie potem mówiła. Mowy nie
ma, żebym poszła do jakiegoś Al-Anon. Pomagałam mężowi i pomagam. Czy nie dość już dla
niego zrobiłam? Propozycja, żebym coś jeszcze robiła i dawała z siebie, wrzucając to w tę przepaść
bez dna, którą nazwaliśmy małżeństwem, dotknęła mnie do żywego. Miałam już dość dźwigania
tego ciężaru i brania na siebie odpowiedzialności za sukcesy czy porażki tego związku. Na samą
myśl o tym robiło mi się niedobrze. „To jego problem. Niech sobie sam szuka rozwiązania. Dajcie
mi z tym wreszcie spokój. Nie proście już o nic więcej. Postarajcie się tylko, żeby się poprawił, a ja
od razu poczuję się lepiej” – monologowałam w duchu.
Odłożywszy słuchawkę powlokłam się do kuchni przygotować kolację. W końcu to nie ja
potrzebuję pomocy – myślałam – Nie piję, nie biorę narkotyków, nie tracę pracy, nie okłamuję i nie
oszukuję tych, których kocham. To ja chronię tę rodzinę przed rozpadem, czasem z największym
trudem. To ja płacę rachunki, utrzymuję dom z marnej pensji męża, ratuję w krytycznej sytuacji (a
w rodzinie alkoholika takie sytuacje zdarzają się często), ja sama muszę stawiać czoła trudnościom
i dosłownie chorować ze zmartwienia w ciężkich chwilach. Nie – doszłam do wniosku – to nie ja
jestem odpowiedzialna. Przeciwnie, byłam i jestem odpowiedzialna za wszystkich i za wszystko. Ze
mną jest wszystko w porządku. Muszę tylko zmobilizować się i zabrać do swoich codziennych
obowiązków. Niepotrzebne mi takie spotkania. Czułabym się winna, gdybym tam poszła, kiedy
mam tyle do zrobienia w domu. Bóg jeden wie, że i tak mam już nadmierne poczucie winy. Jutro
wstanę rano i zabiorę się do dzieła. Wszystko będzie dobrze... jutro.
Kiedy dzieci wróciły ze szkoły, stwierdziłam że drę się na nie Nie zdumiało to ani ich, ani mnie.
Mąż był łagodnym, dobrym ojcem. Ja byłam jędzą. Starałam się być miła, ale przychodziło mi to z
najwyższym trudem. Zawsze pod tą cienką, tak mozolnie naciągniętą powłoką czaił się gniew.
Przez tak długi czas tolerowałam tyle rzeczy. Nie chciałam i nie byłam już w stanie nic już
tolerować. Zawsze przyjmowałam postawę obronną, a czasami wydawało mi się, jakbym walczyła
o życie. Później dowiedziałam się, że rzeczywiście walczyłam o nie.
Przed powrotem męża z pracy zmusiłam się do przyrządzenia kolacji. Jedliśmy, prawie nie
rozmawiając.
– Miałem dziś dobry dzień – powiedział Frank.
„Co to znaczy? – zaczęłam się zastanawiać. – Co on naprawdę robił? Czy ty w ogóle byłeś w
pracy? A poza tym, kogo to obchodzi?"
– To dobrze – odparłam.
– A ty jaki miałaś? – spytał.
„A jaki, do cholery, miałam mieć? – wściekłam się w duszy. – Po tym wszystkim, co mi zrobiłeś,
jak możesz myśleć, że w ogóle miałam jakiś dzień?" Patrzyłam na niego tak, że mogłam go zabić
wzrokiem, ale zmusiłam się do uśmiechu i powiedziałam – W porządku. Dziękuję, że o to pytasz.
Frank odwrócił oczy. Słyszał to, czego nie powiedziałam. Wiedział, że będzie lepiej, jeśli się już
nie odezwie. Ja też o tym wiedziałam. Zwykle dzielił nas tylko krok od piekielnej awantury, od
wyliczania sobie minionych zniewag i wzajemnego grożenia rozwodem. Dawniej wyżywaliśmy się
w tych kłótniach, ale teraz mieliśmy ich już dość. Robiliśmy to więc w milczeniu.
To wrogie milczenie przerwały dzieci. Syn powiedział, że chce iść pobawić się parę ulic dalej.
Powiedziałam, że nie zgadzam się, żeby chodził tam sam, bez ojca albo beze mnie. Zaczął płakać,
że chce tam iść, że nigdy mu na nic nie pozwalam. Wrzasnęłam, że nie pójdzie i koniec. Na to on
znowu zaczął zawodzić i prosić, mówiąc, że musi iść, że idą tam wszyscy inni chłopcy. Jak zwykle,
poddałam się. „No dobrze, idź – powiedziałam – ale uważaj na siebie."' Czułam się przegrana.
Zawsze się tak czułam po rozmowie z dziećmi i po rozmowie z mężem. Nikt nigdy mnie nie
słuchał, nikt nie brał mnie poważnie.
Ja sama nie brałam siebie poważnie.
Po kolacji zmywałam naczynia, a mąż oglądał telewizję. „Jak zwykle – ja pracuję, a ty bawisz
się albo odpoczywasz. Ja martwię się, a ty jesteś odprężony. Ja przejmuję się, a ty nie. Ty czujesz
się dobrze, a ja cierpię. Niech cię diabli." Przeszłam parę razy przez salon, umyślnie zasłaniając mu
telewizor i posyłając mu ukradkiem nienawistne spojrzenia. Ignorował mnie. Zmęczywszy się tym,
weszłam ostentacyjnie do salonu, westchnęłam ciężko i powiedziałam, że wychodzę zagrabić
podwórko. „To jest co prawda praca dla mężczyzny – dodałam ale obawiam się, że sama będę to
musiała zrobić." Powiedział, że zrobi to później. Ja na to, że to „później" nigdy nie nadchodzi i że
nie mogę czekać. „Wstyd mi tego podwórka – rzekłam – nie przejmuj się tym, jestem
przyzwyczajona, że muszę wszystko robić, więc i to zrobię." „Dobrze – odparł – zrób." Wypadłam
z domu jak burza i ciężko sapiąc zabrałam się za grabienie.
Mimo iż byłam bardzo zmęczona, moment pójścia do łóżka nadszedł zbyt wcześnie. Nasze
wspólne spanie było tak samo pełne napięcia, jak budzenie się, wstawanie czy czuwanie. Albo nie
odzywaliśmy się do siebie, odsuwając się jak najdalej, albo mąż czynił próby – jak gdyby wszystko
między nami układało się świetnie – nakłonienia mnie do miłości. W każdej z tych sytuacji byliśmy
spięci. Jeśli odwróciliśmy się do siebie plecami, to leżałam z otwartymi oczami, a w głowie kłębiły
mi się bezładnie ponure myśli. Jeśli próbował mnie dotknąć, zamieniałam się w sopel lodu. Jak
mógł oczekiwać, że będę się z nim kochać? Jak mógł mnie dotykać, jak gdyby nic się nie stało?
Zwykle odsuwałam się od niego, mówiąc ostrym tonem: „Nie, jestem za bardzo zmęczona.”
Czasami przyzwalałam na to. Niekiedy robiłam to, bo sama miałam ochotę. Najczęściej jednak,
jeśli już godziłam się, robiłam to dlatego, że uważałam, iż muszę zaspokoić jego seksualne potrzeby
i miałam poczucie winy, jeśli odmówiłam. W każdym razie stosunki te nie zaspokajały mnie ani
psychicznie, ani emocjonalnie. Mówiłam sobie jednak, że nie dbam o to. Że nie ma to dla mnie
żadnego znaczenia. Że już dawno temu zapomniałam o pożądaniu. Dawno temu zapomniałam o
potrzebie kochania i bycia kochaną. Zamroziłam tę część siebie, która czuła i kochała. Musiałam to
zrobić, żeby przetrwać.
Tak wiele spodziewałam się po tym małżeństwie. Miałam tyle planów i marzeń. Żadne z nich nie
ziściło się. Zostałam oszukana i zdradzona. Mój dom i rodzina – ludzie, którzy powinni zapewniać
ciepło, bezpieczeństwo, wygodę, miejsce, które powinno stać się oazą miłości – stały się pułapką.
Nie mogłam znaleźć z niej wyjścia. Powtarzałam sobie cały czas, że może będzie lepiej. W końcu
wszystkie te problemy wypływają z jego winy. On jest alkoholikiem. Kiedy się z tego wyleczy,
nasze małżeństwo stanie się lepsze.
Zaczynałam się jednak zastanawiać, czy miałam rację. Od pół roku był trzeźwy. Chodził na
zebrania Anonimowych Alkoholików. Czuł się lepiej. Ja nie. Czy jego wyzdrowienie rzeczywiście
wystarczy, żebym wreszcie poczuła się szczęśliwa? Jak dotąd, jego trzeźwość zdawała się nie mieć
żadnego wpływu na moje samopoczucie. W wieku 32 lat czułam się jak sterana życiem,
zgorzkniała, stojąca nad grobem staruszka. Co się stało z naszą miłością? Co stało się ze mną?
Miesiąc później zaczęłam podejrzewać coś, co wkrótce potem okazało się prawdą. Jedyna
zmiana, która zaszła w tym czasie odnosiła się do mego samopoczucia. Otóż czułam się jeszcze
gorzej niż przedtem. Moje życie z wolna osiągnęło dno. Chciałam umrzeć. Nie miałam absolutnie
żadnej nadziei, że coś zmieni się na lepsze. Najgorzej, że nie wiedziałam, gdzie tkwi tego
przyczyna. Nie miałam żadnego celu oprócz troszczenia się o innych, a i tego nie robiłam dobrze.
Tkwiłam po uszy w przeszłości, a przyszłość mnie przerażała. Zdawało mi się, że Bóg mnie
opuścił. Cały czas prześladowało mnie poczucie winy i zastanawiałam się, czy nie zaczynam
wpadać w obłęd. Stało się ze mną coś strasznego, coś, czego nie potrafiłam wyjaśnić. To coś
zrujnowało mi życie. Pijaństwo męża niepostrzeżenie dosięgło również mnie, a skutki tego stały się
moimi problemami. Nie było już w tym momencie ważne, z czyjej to się stało winy.
Straciłam kontrolę.
*
Poznałam Jessikę właśnie w tym momencie jej życia. Miała się wkrótce nauczyć trzech
podstawowych prawd.
1. Nie zaczynała popadać w obłęd. Była współuzależniona. Alkoholizm i inne uzależnienia są
w istocie rzeczy chorobami całej rodziny. Sposób, w jaki choroba ta objawia się u członków
rodziny alkoholika, zwany jest współuzależnieniem.
2. Kiedy już nastąpiło współuzależnienie, zaczyna ono jak gdyby „żyć własnym życiem". Jest
to podobne do złapania zapalenia płuc albo wykształcenia u siebie zgubnego nawyku. Kiedy już się
to złapało, to się to ma.
3. Jeśli chcesz się tego pozbyć, sama (sam) musisz coś zrobić w tym kierunku. Nie ma
żadnego znaczenia, z czyjej to nastąpiło winy. Twoje współuzależnienie staje się twoim problemem,
a za rozwiązywanie własnych problemów odpowiedzialna jesteś ty sama.
Jeśli jesteś współuzależniona, musisz znaleźć własną, indywidualną metodę wyleczenia się z
tego. W rozpoczęciu leczenia pomaga zrozumienie czym jest współuzależnienie i poznanie
pewnych postaw, uczuć i zachowań, które często mu towarzyszą. Niezmiernie ważna jest również
zmiana niektórych z tych postaw i zachowań i świadomość tego, czego można i trzeba po tej
zmianie oczekiwać.
Książka ta ma pomóc w zrozumieniu tych spraw i zachęcić do przeprowadzenia takich zmian.
Jest mi niezmiernie miło zakomunikować w tym miejscu, że historia Jessiki zakończyła się
szczęśliwie. Jessika wyzdrowiała. Zaczęła żyć własnym życiem. Mam nadzieję, że wy też
zaczniecie.

ROZDZIAŁ 2

Inne historie

Kiedy mówię, że jestem współuzależniona,
to nie znaczy, że jestem trochę współuzależniona. Znaczy to,
że jestem naprawdę współuzależniona. Nie wychodzę za
mężczyzn, który po pracy wypijają parę piw.
Wychodzę za mężczyzn, którzy nie będą pracować.
Ellen, członkini Al-Anon
***
Być może utożsamiłaś się z Jessiką. Jej historia nie jest bynajmniej krańcowym przykładem
współuzależnienia, ale jest to historia, jakich wysłuchuję wiele. Mimo to nie jest ona przykładem
jedynego rodzaju współuzależnienia. Ma ono tyle odmian, ile jest współuzależnionych.
A oto historie kilku z nich.
*
Gerald, przystojny czterdziestoparolatek, określa się jako „mający szczęście w interesach, ale nie
mający szczęścia do kobiet." W szkole średniej i na studiach umawiał się z wieloma dziewczynami.
Był lubiany i uważany za dobrą partię. Jednak po uzyskaniu dyplomu zaskoczył rodzinę i
przyjaciół, biorąc ślub z Ritą. Miała ona chłodny i nieprzyjazny stosunek do Geralda i jego
przyjaciół i zdawała się nie dbać o niego. Nie łączyły ich też wspólne zainteresowania. Po trzynastu
latach ich małżeństwo zakończyło się rozwodem, Gerald odkrył bowiem, że to, o co podejrzewał ją
od dawna, było prawdą. Otóż Rita zdradzała go od dnia ślubu, a poza tym (nawet jeszcze zanim ją
poznał) nadużywała alkoholu , narkotyzowała się.
Gerald był zdruzgotany. Jednak po dwóch miesiącach otrząsnął się i zakochał po uszy w
kobiecie, która piła od rana do wieczora. Przez wiele miesięcy martwił się tym, starał się jej pomóc,
próbował dociec, co w jego zachowaniu skłaniało ją do picia, usiłował powstrzymać ją od sięgania
po alkohol i złościł się, ponieważ nie zamierzała z tym skończyć. Wreszcie zrezygnował i zerwał z
nią. Wkrótce potem poznał inną kobietę, zakochał się i przeprowadził do niej. Nie minęło wiele
miesięcy a zaczął podejrzewać, że ona też uzależniona jest od środków chemicznych.
Zamartwiał się stanem swej przyjaciółki, przetrząsał jej torebkę w poszukiwaniu narkotyków czy
innych dowodów, które potwierdziłyby jego podejrzenia i wypytywał ją dokładnie o to, co i kiedy
robiła. Czasami przekonywał sam siebie, że myli się, że jego ukochana nie ma żadnych problemów.
Wynajdywał sobie wtedy różne zajęcia, żeby nie mieć czasu na ponure rozmyślania, starał się
cieszyć wspólnym z nią życiem (choć – jak później powiedział – odczuwał cały czas niepokój) i
wmawiał sobie: „To tylko urojenia. Coś jest ze mną nie w porządku.”
Podczas jednego z wielu kryzysów, jakie przechodził ten związek, gdy Gerald znowu nabrał
podejrzeń, zwrócił się do specjalisty od uzależnień z prośbą o poradę.
– Wiem, ze powinienem z nią zerwać – powiedział – ale nie jestem jeszcze do tego
przygotowany. Mogę z nią rozmawiać o wszystkim. Jesteśmy naprawdę dobrymi przyjaciółmi.
Poza tym kocham ją. Dlaczego? Dlaczego zawsze mi się to przydarza?
Daj mi pokój pełen kobiet a zakocham się akurat w tej, która ma największe problemy, w tej,
która traktuje mnie najgorzej. Szczerze mówiąc, takie kobiety są największym wyzwaniem. Jeśli
któraś traktuje mnie zbyt dobrze, odrzuca mnie to od niej.
Gerald uważał się za osobę, która pije tylko w towarzystwie i twierdził, że nigdy nie miał
kłopotów z powstrzymaniem się od wypicia. Powiedział, że nigdy nie brał narkotyków. Natomiast
jego brat, wówczas zbliżający się do pięćdziesiątki, był alkoholikiem od szkoły średniej. Gerald
zaprzeczył, jakoby którekolwiek z jego nieżyjących już rodziców też było alkoholikiem, ale po
chwili wahania przyznał niechętnie, że być może ojciec „pił za dużo”.
Terapeuta zasugerował, że być może alkoholizm i nadmierne picie w najbliższej rodzinie
Geralda nadal mają negatywny wpływ na niego i na jego związki z kobietami.
– W jaki sposób ich problemy mogą wpływać na mnie? – żachnął się Gerald. – Ojciec nie żyje
już od lat, a z bratem rzadko się widuję.
Po kilku spotkaniach Gerald zaczął określać się mianem współuzależnionego, ale nie wiedział
dokładnie, co znaczy ten termin, ani co z tym począć. Kiedy przestał go już tak bardzo złościć
problem istniejący w jego związku, przerwał spotkania z terapeutą. Stwierdził, że kłopoty jego
dziewczyny ze środkami odurzającymi nie są aż tak wielkie, jak mu się wydawało. Był nadal
przekonany, że jego problemy z kobietami wynikają po prostu stąd, że ma pecha. Powiedział, że ma
nadzieję, iż któregoś dnia pech go wreszcie opuści.
Czy istotnie problemem Geralda jest pech? Czy może jest to współuzależnienie?
*
Patty miała trzydzieści parę lat i od jedenastu lat była mężatką, kiedy zwróciła się po pomoc do
prowadzącego prywatną praktykę terapeuty. Miała troje dzieci, z których najmłodsze chorowało na
porażenie mózgowe. Patty poświęciła swoje życie mężowi i dzieciom, starając się być dobrą żoną i
matką. Powiedziała terapeucie, że kocha dzieci, nie żałuje decyzji o pozostaniu w domu i oddaniu
się ich wychowaniu, ale że nienawidzi monotonii codziennych obowiązków. Przed ślubem miała
wielu znajomych i liczne zainteresowania, ciekawił ją otaczający świat Jednakże po urodzeniu
dzieci, szczególnie tego z porażeniem mózgowym, zupełnie straciła radość życia. Miała niewiele
znajomych, przybrała na wadze 80 funtów, nie wiedziała już, co czuje, a jeśli akurat zdawała sobie
sprawę ze swoich uczuć, to dręczyło ją poczucie winy, że jest niedobra. Próbowała prowadzić
aktywne życie, pomagając znajomym i pracując społecznie w różnych organizacjach, ale zazwyczaj
dochodziła do wniosku, że wysiłki jej są daremne i szybko zniechęcała się. Myślała o tym, żeby
wrócić do pracy, ale wkrótce porzuciła te plany, bo – jak powiedziała – „znam się tylko na
pielęgnowaniu, a mam już powyżej uszu zajmowania się chorymi.” – Rodzina i znajomi myślą, że
mam niespożyte siły i że zawsze można we mnie znaleźć oparcie. Dobra, stara Patty. Zawsze można
na niej polegać. Zawsze na swoim miejscu. Zawsze troskliwa. Zawsze gotowa do pomocy.
Tymczasem prawda jest taka – ciągnęła Patty – że powoli, ale nieubłaganie, kończy się. Od lat
jestem w depresji. Nie mogę się z niej wydobyć. Płaczę z byle powodu, wystarczy, że kapelusz
upadnie mi na ziemię. Straciłam całą energię. Przez cały czas wrzeszczę na dzieci. Seks,
przynajmniej z mężem, przestał mnie w ogóle interesować. Cały czas dręczy mnie poczucie winy, i
to za wszystko. Mam wyrzuty sumienia nawet z tego powodu, że tu przyszłam – powiedziała
terapeucie. – Powinnam sama dać sobie radę ze swoimi problemami. Powinnam sama umieć się z
tego wydobyć. Przecież to śmieszne, żebym zajmowała panu cenny czas i traciła ciężko zarobione
przez męża pieniądze na to, żeby pozbyć się problemów, które prawdopodobnie wyolbrzymiam, a
może nawet częściowo wymyślam.
Ale muszę coś zrobić. Ostatnio myślałam nawet o samobójstwie – wyznała Patty. – Oczywiście
– dodała szybko – tak naprawdę nigdy bym się nie zabiła. Jestem potrzebna zbyt wielu osobom.
Zbyt wiele osób liczy na mnie. Zawiodłabym je. Ale martwię się i boję.
Terapeuta dowiedział się, że przed ślubem mąż Patty miał problemy z alkoholem. Po ślubie
mniej pił, pracował cały czas w tym samym miejscu i zapewniał rodzinie dobre utrzymanie,
Jednakże nie chodził na spotkania Anonimowych Alkoholików, ani żadnej innej grupy
samopomocy. Co prawda, potrafił zachować trzeźwość przez wiele miesięcy, ale potem pił przez
cały weekend. Kiedy pił, zachowywał się nieobliczalnie. Kiedy nie pił, był zły i nieprzyjemny.
– Nie wiem, co się z nim stało – mówiła Patty – To nie jest ten sam człowiek, za którego
wyszłam. Co gorsza, nie wiem, co się dzieje ze mną, ani kim ja sama się stałam. Trudno jest mi
dokładnie wyjaśnić, na czym polega ten problem. Sama tego nie rozumiem. Nie ma żadnej
konkretnej sprawy, na którą mogłabym wskazać i powiedzieć: „O, tu jest źle." Ale czuję się
zagubiona. Czasami zastanawiam się, czy nie popadam w obłęd. Co się ze mną dzieje?
– Może pani mąż jest alkoholikiem i pani problemy wynikają z tej choroby, która jest chorobą
całej rodziny – podsunął terapeuta.
– To niemożliwe – odparła Patty. – On wcale nie pije tak często.
Terapeuta zaczął wówczas wypytywać Patty o jej rodzinę. Opowiadała z przyjemnością o
rodzicach i dwóch dorosłych braciach. Pochodziła z kochającej się, szczęśliwej rodziny.
Zaczął drążyć głębiej. Wtedy Patty wspomniała, że kiedy była nastolatką, ojciec zaczął chodzić
na spotkania Anonimowych Alkoholików.
– Tata wytrzeźwiał, kiedy byłam w szkole średniej – powiedziała. – Naprawdę go kocham i
szczycę się nim. Ale te lata, gdy pił, to był prawdziwy obłęd dla mojej rodziny.
Okazało się, że Patty nie tylko wyszła za człowieka, który prawdopodobnie był alkoholikiem, ale
też była – jak to się obecnie określa – dorosłym dzieckiem alkoholika. Cała jej rodzina została
dotknięta tą chorobą. Ojciec przestał wprawdzie pić, matka uczestniczyła w spotkaniach Al-Anon,
życie rodzinne wróciło do normy, ale na psychice Patty alkoholizm ojca pozostawił trwały ślad. Czy
można było oczekiwać, że ślad ten zaniknie w jakiś magiczny sposób tylko dlatego, że ojciec
przestał pić?
Zamiast wyznaczać Patty kolejne spotkania, terapeuta skierował ją na kurs nauki poczucia
własnej godności, gdzie miała nabrać poczucia pewności siebie. Zalecił jej również, by zaczęła
uczęszczać na spotkania Al-Anon lub Dorosłych Dzieci Alkoholików. Obydwie organizacje są
grupami samopomocy, opierającymi swoje działanie na Dwunastu Krokach Anonimowych
Alkoholików.
Patty zastosowała się do tych zaleceń. Nie wyleczyła się z dnia na dzień, ale w miarę upływu
czasu zaczęła stwierdzać, że podejmowanie decyzji stało się łatwiejsze, że wróciły uczucia, o
których zapomniała, i możność ich wyrażania, że mówi to, co myśli, że zwraca wreszcie uwagę na
swoje własne potrzeby i że nie czuje się już tak winna, jak przedtem. Stała się bardziej tolerancyjna
wobec siebie i inaczej spoglądała na swe codzienne obowiązki. Powoli opuściła ją też depresja.
Rzadziej płakała, natomiast częściej się śmiała. Powróciła dawna energia i radość życia. Nawiasem
mówiąc, mąż Patty, bez żadnych nacisków z jej strony przystąpił do grupy Anonimowych
Alkoholików. Stał się mniej nieprzyjazny i stosunki między nimi zaczęły się poprawiać. Kluczowe
znaczenie ma w tym wszystkim fakt, ze Patty uzyskała kontrolę nad swoim życiem. Zaczęła żyć na
nowo.
Jeśli ktoś teraz zapyta Patty na czym polega czy polegał jej problem, usłyszy odpowiedź:
„Jestem współuzależniona".
*
Pacjenci szukający pomocy w poradniach zdrowia psychicznego i ośrodkach dla uzależnionych
od środków chemicznych nie są jedynymi osobami cierpiącymi z powodu współuzależnienia.
Randell był instruktorem w takim ośrodku i powracającym do zdrowia alkoholikiem. Miał już za
sobą kilkuletni okres trzeźwości, kiedy stwierdził, że sam ma problemy. Oprócz tego, że sam
był alkoholikiem, był tez dorosłym dzieckiem alkoholika – jego ojciec i trzej bracia byli
alkoholikami. Był on inteligentnym, wrażliwym człowiekiem. Lubił swoją pracę. Jego problem
wiązał się ze sposobem spędzania wolnego czasu. Przeważnie martwił się wtedy, wręcz obsesyjnie,
sprawami innych ludzi. Czasami starał się rozwiązywać problemy, które stwarzali alkoholicy,
czasami zżymał się na nich za stwarzanie problemów, do których rozwiązania czuł się
zobowiązany, czasami znowu był wytrącony z równowagi, ponieważ ludzie, niekoniecznie
alkoholicy, zachowywali się – jego zdaniem – niewłaściwie. Złościł się, przepraszał, miał poczucie
winy i uważał, że ludzie go wykorzystują. Rzadko jednak czuł z nimi jakąś bliskość. Rzadko
kontakty z innymi sprawiały mu przyjemność.
Przez wiele lat Randell uważał, że jego powinnością jest martwienie się o innych i zajmowanie
ich problemami. Twierdził, że skłania go do tego dobroć, troska, miłość, a czasami słuszne
oburzenie. Teraz, uzyskawszy pomoc w rozwiązaniu swych problemów, mówi, ze było to
współuzależnienie.
*
Niekiedy zachowanie wykazujące cechy współuzależnienia jest nierozerwalnie związane z rolą
dobrej żony, matki, męża, brata czy chrześcijanina. Marlyss obecnie po czterdziestce, jest
atrakcyjną kobietą – kiedy dba o siebie. Większość czasu jednak pochłania jej zajmowanie się
piątką dzieci i mężem, który jest powracającym do zdrowia alkoholikiem. Poświęciła dla nich
swoje życie, pragnąc dać im szczęście, ale to jej się nie udało. Zwykłe jest zła, bo uważa, ze nikt nie
docenia jej starań i pracy, natomiast rodzina złości się na nią. Kocha się z mężem, ilekroć on tego
zapragnie, bez względu na to, czy czuje się źle, czy dobrze. Wydaje stanowczo za dużo pieniędzy
na zabawki i ubrania dla dzieci, kupując im, czego tylko zapragną. Odwozi je do szkoły, czyta im,
sprząta po nich, troszczy się o wszystkich wokół, ale o nią nikt nie dba. Najczęściej nie słyszy
zwykłego „dziękuję". Marlyss ma już dość ciągłego dawania wszystkim wszystkiego. Oburza ją
sposób, w jaki rodzina i zaspokajanie domowych potrzeb reguluje jej życie. Wybrała zawód
pielęgniarki i opiekunki, coraz częściej ma już tego dość.
– Ale czuję się winna, jeśli nie zrobię tego, o co mnie proszą. Czuję się winna, jeśli nie mogę
sprostać swoim własnym wymaganiom żony i matki. Po prostu cały czas czuję się winna –
powiedziała – Organizuję swój dzień i swoje obowiązki, kierując się poczuciem winy.
Czy to, że Marlyss ustawicznie troszczy się o innych, nie oczekując nic w zamian i że ma już
tego dość, znaczy, że jest ona dobrą żoną i matką? Czy też znaczy to, że jest współuzależniona?
*
Alkoholizm (czy uzależnienie od środków chemicznych) nie jest jedynym problemem
rodzinnym, który może wywołać współuzależnienie. Alissa, matka dwojga nastolatków, pracowała
na część etatu w organizacji zdrowia psychicznego, kiedy przyszła do terapeuty zajmującego się
problemami rodziny. (Już wcześniej szukała pomocy u wielu takich terapeutów.) Zwróciła się do
niego, ponieważ jej starsze dziecko, czternastoletni chłopiec, stale stwarzał jej problemy. Uciekał z
domu. wagarował, miał w nosie inne obowiązujące w rodzinie zasady, ogólnie biorąc – robił, co
chciał i kiedy chciał.
– To dziecko – powiedziała Alissa – doprowadza mnie do szaleństwa.
Nie przesadzała. Dosłownie chorowała ze zmartwienia. Czasami wpadła w taką depresję, że nie
mogła wstać z łóżka. Próbowała różnych sposobów, aby pomóc synowi. Trzy razy oddała go na
leczenie, umieściła w dwu domach dziecka i ciągała całą rodzinę od terapeuty do terapeuty.
Próbowała również innych metod – groziła, krzyczała, cholerowała i błagała. Zacięła się w sobie i
wezwała na pomoc nawet policję. Starała się coś wskórać łagodnością i cierpliwością, puszczając
stare występki w niepamięć i wybaczając mu. Zachowywała się tak, jak gdyby w jego
postępowaniu nie było nic niestosownego. Nie wpuszczała go domu i na odwrót – zamykała na
klucz. Jechała przez pół stanu, aby przywieźć go kiedy uciekł z domu. Chociaż wszystkie jej
wysiłki nie zdały się na nic, obsesyjnie szukała tej jedynej metody, która sprawiłaby, że
„zobaczyłby niewłaściwość swego postępowania” i pomogłaby mu zmienić się.
– Dlaczego on mi to robi? – pytała terapeutę – Niszczy mi życie!
Terapeuta przyznał, że jest to dla niej naprawdę trudny i bolesny problem i że wymaga od niej
działania. Powiedział jednak również, że nie musi to niszczyć jej życia
– Nie jest pani w stanie kontrolować swego syna, ale może pani zyskać kontrolę nad swoim
życiem – powiedział – Może pani starać się wyleczyć ze współuzależnienia.
*
Sheryl również określa się jako współuzależniona. Krótko po ślubie z mężczyzną jej marzeń,
życie stało się dla niej koszmarem. Przekonała się bowiem, ze mąż uzależniony jest od seksu. W
jego przypadku oznaczało to niekontrolowany popęd do pornografii i do romansowania z innymi
kobietami i – jak to ujęła Sheryl – „Bóg jeden wie z kim jeszcze". Przekonała się o tym w tydzień
po ślubie, kiedy znalazła go z inną kobietą w łóżku.
Pierwszą jej reakcją była panika. Potem wpadła w gniew. Gniew ustąpił zatroskaniu o męża i
jego problem. Przyjaciele radzili jej, aby od niego odeszła, ale postanowiła zostać. Potrzebował
pomocy. Potrzebował jej. „Może się zmieni" – myślała. Poza tym nie chciała się rozstać z
marzeniami o wspólnej z nim szczęśliwej przyszłości.
Mąż przyłączył się do Anonimowych Seksoholików, grupy samopomocy wzorującej się na
Anonimowych Alkoholikach i ich Dwunastu Krokach. Sheryl jednak nie zgodziła się na udział w
zebraniach Co–SA* (grupy podobnej do Al-Anon), obejmującej członków rodzin seksoholików.
Nie chciała roztrząsać publicznie swoich problemów, nie zgadzała się nawet na prywatne rozmowy
o tym.
Po paru miesiącach Sheryl, wzięta modelka, stwierdziła, że przyjmuje coraz mniej ofert pracy,
odwołuje spotkania, na które umówiła się z przyjaciółmi w mieście, i coraz bardziej zamyka się w
domu. Chciała tam być, by móc odebrać telefon na wypadek, gdyby do męża dzwoniła jakaś
kobieta. Chciała tam być, by widzieć, jak mąż wychodzi i wraca. Chciała widzieć, jak on wygląda,
jak się zachowuje, jak mówi. Chciała dokładnie wiedzieć, co i z kim robi. Często dzwoniła do jego
opiekuna w AS, aby poskarżyć się, donieść mu o czymś lub dowiedzieć się, czy mąż robi postępy w
leczeniu. Mówiła, że nie chce zostać znowu oszukana.
Stopniowo wycofała się z pracy i z towarzystwa. Za bardzo się martwiła, by móc pracować i za
bardzo wstydziła, by spotykać z przyjaciółmi. Mąż miał jeszcze parę romansów, a przyjaciele nie
mogli znieść tego, że zamiast od niego odejść, jęczy i użala się, jakie to straszne być jego żoną.
– Nie mogłam znieść widoku męża. Nie czułam do niego nic, oprócz pogardy. Mimo to nie
mogłam się zmusić do tego, by go opuścić – mówiła później Sheryl. – Trudno mi było zająć się
czymkolwiek poza kontrolowaniem go i zamartwianiem się.
– Punkt zwrotny nastąpił pewnego wieczoru, kiedy rzuciłam się na niego z nożem rzeźnickim –
powiedziała Sheryl – to było dno. Goniłam za nim po całym mieszkaniu, wrzeszcząc i przeklinając,
kiedy nagle, po raz pierwszy uświadomiłam sobie swoje ja. Oszalałam. Zachowywałam się jak
wariatka – zupełnie straciłam kontrolę nad sobą – a on stał, przyglądając mi się spokojnie. Wtedy
zrozumiałam, że mnie samej potrzebna jest pomoc.
Krótko po tym incydencie Sheryl przystąpiła do Współuzależnionych Seksualnie. Właśnie na
spotkaniach tej grupy zaczęła określać utratę kontroli nad swoim postępowaniem jako
współuzależnienie. Teraz żyje w separacji z mężem i oczekuje rozwodu. Czuje się dużo lepiej.
*
Powyższe przykłady są drastyczne, ale współuzależnienie nie zawsze musi przybierać tak ostrą
postać. Nie zawsze też bierze się z obcowania z ludźmi głęboko uzależnionymi. Kristen jest
mężatką, ma dwoje małych dzieci i nic nie wie o tym, by ktoś w jej bliższej czy dalszej rodzinie był
uzależniony od alkoholu czy czegokolwiek innego. A mimo to uważa się za współuzależnioną. Jej
problem polega na tym. że nastroje innych mają bezpośredni wpływ na jej samopoczucie, ona
natomiast stara się wpływać na to, co czują inni.
– Kiedy mój mąż jest zadowolony, a ja wiem, że czuje się tak dzięki mnie, to jestem
szczęśliwa. Ale jeśli jest przygnębiony, to również uważam, że z mojego powodu. Denerwuję się
wtedy i sama jestem przygnębiona, dopóki nie poczuje się lepiej. Staram się poprawić mu
samopoczucie. Jeśli tego nie robię, to mam wyrzuty sumienia. A on złości się, kiedy się staram to
robić.
– Zresztą nie tylko przy nim zachowuję się jak współuzależniona – dodaje. – Tak samo
wpływają na mnie wszyscy – rodzice, dzieci, goście. Wydaje się, jakbym zatracała się w innych. Po
prostu oddziaływuje na mnie ich nastrój. Chciałabym coś z tym zrobić – z tym współuzależnieniem
– zanim się to zaostrzy. Nie mogę powiedzieć, żebym była strasznie nieszczęśliwa z tego powodu,
ale chciałabym się nauczyć, jak odprężyć się, zrelaksować i zacząć cieszyć się sobą i towarzystwem
innych osób.
Pewien duchowny podsumował to tak: „Niektórzy ludzie są rzeczywiście współuzależnieni, a
niektórzy z nas są współuzależnieni tylko trochę”.
*
Wybrałam te przykłady, ponieważ sądzę, że są interesujące i przedstawiają różnorakie
doświadczenia. Ukazują one także jasno pewną prawdę – żaden przykład nie jest ilustracją, jakiegoś
typowego współuzależnienia i typowych doświadczeń osób współuzależnionych.
Współuzależnienie jest zjawiskiem tak złożonym, jak różni i niejednorodni są ludzie. Każdy
człowiek jest osobą jedyną w swoim rodzaju i niepowtarzalną, i niepowtarzalna oraz jedyna w
swoim rodzaju jest sytuacja, w jakiej się znajduje. Niektórzy mają wyjątkowo bolesne i
wyniszczające doświadczenia ze współuzależnieniem. Inni nie i mogą być jedynie w niewielkim
stopniu dotknięci tą chorobą. Czasami współuzależnienie jest reakcją na alkoholizm innej osoby,
czasami nie. Każdy współuzależniony ma inne przeżycia i doświadczenia, ściśle związane z jego
życiem, sytuacją i osobowością.
Niemniej jednak wszystkie rodzaje współuzależnienia łączy wspólna nić. Współuzależnienie
obejmuje nasze reakcje na otaczających nas ludzi. Obejmuje też nasze związki i stosunki z innymi
osobami, bez względu na to, czy są nimi alkoholicy, nałogowi hazardziści, seksoholicy, obżartuchy
czy ludzie normalni. Współuzależnienie to wpływ, jaki wywierają na nas te osoby i sposoby, jakimi
my próbujemy na nich wpłynąć.
Członkowie Al-Anon powiadają: „Utożsamiaj się, nie porównuj.”

Ćwiczenia

1. Czy utożsamiasz się z którąś z osób przestawionych w tym rozdziale? Co pomogło ci zacząć
myśleć o sobie? Jakie związki przywodzi ci to na myśl? Dlaczego?
2. Być może dobre byłoby, żebyś kupił(a) duży notatnik i zapisywał(a) swoje reakcje na te
ćwiczenia. Możesz również zapisywać tam inne myśli i uczucia, które wyzwala w tobie lektura tej
książki.
_________________
...''Pomimo łez wciąż można biec, ale trzeba tego bardzo chcieć....''
 
     
dora 
Moderator


Pomogła: 22 razy
Dołączyła: 26 Mar 2010
Posty: 4423
Wysłany: Nie Sty 22, 2012 19:30   cdn. wspoluzaleznienia

OPIEKUŃCZOŚĆ

Współuzależnieni mogą:

• czuć się odpowiedzialni za innych – za ich uczucia, myśli, działania, wybory, chęci,
potrzeby, pomyślność czy brak pomyślności, los,
• czuć niepokój, litość i wyrzuty sumienia, kiedy inni mają problemy,
• czuć przymus pomagania osobie mającej problemy poprzez – na przykład – dawanie
nieproszonych rad, wysuwanie rozlicznych sugestii lub obdarzanie jej gorącym uczuciem,
• czuć złość, kiedy pomoc ta jest nieskuteczna,
• ubiegać życzenia innych albo odgadywać ich potrzeby,
• zastanawiać się, dlaczego inni nie robią tego samego dla nich,
• mówić „tak”, kiedy myślą „nie", robić rzeczy, których w istocie nie chcą robić, robić
więcej, niż do nich należy, a także robić za innych to, co oni sami mogliby zrobić,
• nie wiedzieć, czego naprawdę chcą czy potrzebują lub – w przypadku kiedy znają swoje
pragnienia i potrzeby – uważać, że nie są one ważne,
• starać się zadowolić innych zamiast siebie,
• łatwiej odczuwać i wyrażać złość z powodu niesprawiedliwości spotykającej innych niż ich
samych,
• czuć się najpewniej, wtedy, kiedy coś z siebie dają,
• czuć niepewność i mieć poczucie winy, gdy im się coś daje,
• odczuwać smutek dlatego, że przez całe życie dają z siebie wszystko innym, a im nikt nic
nie daje,
• czuć pociąg do osób będących w potrzebie lub przeżywających kłopoty,
• przyciągać do siebie osoby, będące w potrzebie lub mające kłopoty,
• odczuwać znużenie i pustkę oraz uważać się za osoby bezwartościowe, kiedy w ich życiu
nie pojawia się kryzys czy problem do rozwiązania, kiedy nie mają komu pomagać,
• poświęcać się dla innych,
• odczuwać udrękę i uważać, ze inni wywierają na nich presję,
• uważać w głębi duszy, że inni są za nich w pewnym sensie odpowiedzialni,
• winić innych za swoją sytuację,
• twierdzić, że to inni sprawiają, iż odczuwają oni wszystko w taki a nie inny sposób,
• uważać, że inni doprowadzają ich do szaleństwa,
• czuć się niedoceniani i wykorzystywani,
• uważać się za ofiary innych,
• stwierdzać, że inni tracą cierpliwość i wściekają się na nich z powodu wszystkich
wymienionych wyżej cech.
POCZUCIE NISKIEJ WARTOŚCI

Współuzależnieni zwykle:

• pochodzą z zaburzonych, tłumiących uczucia jednostki lub dysfunkcjonalnych rodzin,
• zaprzeczają, jakoby pochodzili z zaburzonych, tłumiących uczucia jednostki lub
dysfunkcjonalnych rodzin,
• obwiniają się za wszystko,
• potępiają się za wszystko, w tym za swoje myśli, uczucia, wygląd, działania i zachowania,
• oburzają się, złoszczą, zachowują obłudnie i przyjmują obronną postawę, kiedy ktoś wini
ich lub krytykuje, czyli robi dokładnie to samo, co oni wobec siebie,
• nie przyjmują komplementów ani pochwał,
• wpadają w przygnębienie z powodu braku komplementów i pochwał (deprywacja
emocjonalna),
• czują się inni niż reszta świata,
• uważają, że nie są wystarczająco dobrzy,
• mają wyrzuty sumienia z powodu wydawania na siebie pieniędzy albo robienia czegoś dla
rozrywki,
• lękają się odrzucenia,
• wszystko biorą na siebie,
• byli wykorzystywani seksualnie, fizycznie lub emocjonalnie, w dzieciństwie zaniedbywano
ich lub czuli się odrzuceni, są ofiarami alkoholizmu bliskich,
• czują się ofiarami innych,
• wmawiają sobie, że niczego nie potrafią dobrze zrobić,
• boją się popełniania błędów,
• zastanawiają się, dlaczego trudno jest im podejmować decyzje,
• wymagają od siebie perfekcji,
• zastanawiają się, dlaczego nigdy nie są zadowoleni z tego co robią,
• biorą na siebie dużo obowiązków,
• mają duże poczucie winy,
• wstydzą się siebie,
• uważają, że ich życie jest niewiele warte,
• starają się pomagać innym żyć,
• czerpią sztuczne poczucie własnej wartości z pomagania innym,
• problemy i niepowodzenia innych napełniają ich poczuciem własnej niskiej wartości,
• pragną szczęścia,
• uważają, że nigdy nie przydarzy się im nic dobrego,
• są przekonani, że nie zasługują na nic dobrego ani na szczęście w życiu,
• pragną miłości,
• są przekonani, że inni nigdy nie mogliby ich pokochać lub polubić,
• starają się udowodnić, że są równie dobrzy jak inni,
• godzą się z rolą osób potrzebnych innym.

TŁUMIENIE

Wielu współuzależnionych:

• z powodu lęku i poczucia winy wymazuje ze swej świadomości myśli i uczucia,
• boi się być tym, kim naprawdę jest,
• sprawia wrażenie osób sztywnych i opanowanych.

OBSESJE

Współuzależnieni zwykle:

• głęboko przejmują się ludźmi i ich problemami,
• martwią się najgłupszymi rzeczami,
• dużą myślą i rozmawiają o innych,
• nie mogą spać z powodu problemów czy zachowania innych,
• nigdy nie znajdują odpowiedzi na dręczące ich pytania,
• kontrolują innych,
• starają się ich przyłapać na niecnych uczynkach,
• nie potrafią przestać mówić i myśleć o innych i ich problemach i martwić się o nich,
• łamią ustalony porządek swoich zajęć z powodu zdenerwowania się na kogoś lub na coś,
• skupiają całą swoją energię na innych i ich problemach,
• dziwią się, dlaczego stale brak im sił,
• dziwią się, dlaczego nigdy nic im się nie udaje.

KONTROLOWANIE

Wielu współuzależnionych:

• ma przykre doświadczenia związane z ludźmi i sytuacjami wymykającymi się spod kontroli,
• boi się pozwolić innym być tym, kim są, obawia się niekontrolowanego rozwoju wydarzeń,
• nie zdaje sobie sprawy z tego, że obawia się utraty kontroli, a jeśli uświadamia sobie swój
lęk, to nie próbuje z nim walczyć,
• uważa, że wie najlepiej, jak wszystko powinno przebiegać i jak inni powinni się
zachowywać,
• stara się kontrolować przebieg wydarzeń i osoby biorące w nich udział, usiłując je
zdominować lub manipulować nimi, stosując groźby lub przymus, udzielając rad,
demonstrując swoją bezradność czy wyznając, że dręczy ich poczucie winy,
• przekonuje się, że ich wysiłki są daremne i złoszczą innych,
• wpada w gniew i frustrację,
• dochodzi na koniec do wniosku, że inni ich kontrolują.

ZAPRZECZANIE

Współuzależnieni zwykle:

• ignorują problemy albo udają, że ich nie ma,
• udają, że nie jest tak źle, jak się wydaje,
• mówią sobie, że jutro będzie lepiej,
• wynajdują sobie najróżniejsze zajęcia, żeby nie mieć czasu na rozmyślania,
• wpadają w zakłopotanie,
• wpadają w depresję lub w chorobę,
• biorą środki uspokajające,
• stają się pracoholikami,
• odczuwają przymus wydawania pieniędzy,
• przejadają się,
• udają, że nic takiego się nie zdarza,
• wiedzą, że problemy pogłębiają się,
• wierzą w kłamstwa,
• okłamują się,
• dziwią się, dlaczego czują się tak, jakby mieli zwariować.

UZALEŻNIENIE

Wielu współuzależnionych:

• jest z siebie niezadowolonych, nieszczęśliwych i nie może zaznać spokoju,
• szuka szczęścia w świecie zewnętrznym,
• lgnie do rzeczy czy osób, które ich zdaniem mogą dać im szczęście i trzyma się ich
kurczowo,
• czuje się bardzo zagrożonych utratą rzeczy lub osób, które ich zdaniem dają szczęście,
• uważa, że rodzice nie kochali ich i nie akceptowali,
• nie kocha samych siebie,
• uważa, że inni nie kochają i nie mogą ich kochać,
• rozpaczliwie poszukuje miłości i akceptacji,
• często szuka miłości u ludzi niezdolnych do jej odczuwania,
• uważa, że nigdy nie może liczyć na innych,
• utożsamia miłość z cierpieniem,
• czuje, że bardziej potrzebuje innych niż inni ich,
• stara się udowodnić, że zasługuje na miłość,
• nie traci czasu na przekonanie się, czy inni są dla nich dobrzy,
• martwi się, czy inni kochają ich lub lubią,
• czyni innych ośrodkiem swego życia,
• wszystkie pozytywne uczucia przejawia w związkach z innymi osobami,
• zaniedbuje swoje własne sprawy, kiedy kocha,
• martwi się, że inni ich opuszczą,
• nie wierzy, że potrafi zatroszczyć się o siebie,
• trwa w nieudanych związkach,
• godzi się na złe traktowanie, aby utrzymać przy sobie bliskie im osoby,
• czuje się w związkach z bliskimi osobami jak w pułapce,
• zrywa nieudane związki i tworzy nowe, które również się nie udają,
• zastanawia się, czy kiedykolwiek znajdzie miłość.

TRUDNOŚCI W POROZUMIEWANIU SIĘ

Współuzależnieni często:

• potępiają innych,
• grożą im,
• zmuszają do określonych zachowań,
• proszą,
• przekupują,
• doradzają,
• nie mówią tego, co myślą,
• nie myślą tego, co mówią,
• nie wiedzą, co myślą,
• nie traktują siebie poważnie,
• uważają, że inni nie traktują ich poważnie,
• traktują siebie zbyt poważnie,
• kiedy proszą o coś, nie mówią wprost, o co im chodzi, ale – na przykład – wzdychają,
• mają trudności z przejściem do sedna sprawy,
• nie bardzo wiedzą, w czym tkwi sedno sprawy,
• starannie dobierają słowa, aby osiągnąć zamierzony cel,
• starają się mówić to, co – ich zdaniem – sprawia innym przyjemność,
• starają się mówić to, co – ich zdaniem – sprowokuje innych,
• starają się mówić to, co – ich zdaniem – sprawi, że inni zrobią to, co oni chcą,
• usuwają ze swojego słownika słowo „nie”,
• mówią za dużo,
• mówią o innych,
• unikają rozmów o sobie, o swoich problemach, myślach i uczuciach,
• twierdzą, że są wszystkiemu winni,
• twierdzą, że nie są niczemu winni,
• uważają, że ich zdanie się nie liczy,
• powstrzymują się z wyrażeniem swego zdania do czasu poznania zdania innych,
• kłamią, by chronić ludzi, których kochają,
• kłamią, by się bronić,
• przeżywają ciężkie chwile, kiedy muszą upomnieć się o swoje prawa,
• przeżywają ciężkie chwile, wyrażając szczerze i otwarcie swoje uczucia,
• uważają, że większość z tego, co mają do powiedzenia, jest nieważna,
• zaczynają mówić cynicznie, nieprzyjaźnie albo w poniżający ich samych sposób,
• przepraszają innych za to, że się im naprzykrzają i zajmują czas.

ROZMYTE GRANICE TOLERANCJI

Współuzależnieni często:

• mówią, że nie będą tolerować pewnych zachowań,
• stopniowo stają się coraz bardziej tolerancyjni, aż w końcu zaczynają tolerować
zachowania, których według swych wcześniejszych zapowiedzi nie mogliby nigdy
ścierpieć,
• pozwalają się ranić,
• pozwalają, by takie sytuacje powtarzały się,
• dziwią się, dlaczego tak bardzo cierpią,
• narzekają, obwiniają innych i starają się ich kontrolować, nie zmieniając ani na jotę swego
stanowiska,
• w końcu wściekają się,
• stają się absolutnie nietolerancyjni.

BRAK ZAUFANIA

Współuzależnieni:

• nie ufają sobie,
• nie ufają swoim uczuciom,
• nie wierzą w swoje postanowienia,
• nie ufają innym,
• starają się ufać ludziom niegodnym zaufania,
• uważają, że Bóg ich opuścił,
• tracą wiarę i ufność w Boga.

ZŁOŚĆ

Wielu współuzależnionych:

• odczuwa lęk, złość i ból,
• żyje z ludźmi, którzy odczuwają lęk, złość i ból,
• boi się własnej złości,
• sądzi, że ludzie odwrócą się od nich, jeśli okażą, że się złoszczą,
• uważa, że to inni ich złoszczą,
• boi się złościć innych,
• czuje, ze złość innych ma wpływ na ich zachowanie,
• tłumi uczucie gniewu,
• często płacze, wpada w depresję, przejada się, źle się czuje, ucieka się do niecnych i
podłych sposobów, aby odpłacić za doznane krzywdy, zachowuje się wrogo albo nagle
wybucha gniewem,
• karze innych za to, że ich złoszczą,
• przeżywa wstyd z powodu okazywania złości,
• obwinia innych za swoją złość,
• czuje coraz większą złość, oburzenie i gorycz,
• czuje się pewniej okazując złość niż zranione uczucia,
• zastanawia się, czy dojdzie kiedyś do tego, że nie będą czuć złości.

PROBLEMY SEKSUALNE

Niektórzy współuzależnieni:

• są w łóżku opiekunami (opiekunkami),
• odbywają stosunki, kiedy nie mają na nie ochoty,
• odbywają stosunki, kiedy woleliby, żeby ich obejmowano, głaskano i kochano,
• próbują odbywać stosunki, kiedy są źli albo czują się zranieni,
• nie odczuwają satysfakcji ze stosunku, ponieważ są źli na partnera,
• boją się utraty kontroli,
• mają zahamowania w komunikowaniu partnerowi swoich oczekiwań w łóżku,
• odsuwają się uczuciowo od partnera,
• partner odpycha ich seksualnie,
• nie mówią o tym,
• tak czy inaczej zmuszają się odbywania stosunków,
• sprowadzają miłość łóżkową do spraw technicznych,
• zastanawiają się, dlaczego seks nie daje im satysfakcji,
• tracą zainteresowanie seksem,
• wymyślają różne sposoby, aby uchylić się od odbycia stosunku z partnerem,
• pragną, aby ich partner(ka) umarł, odszedł albo wyczuł ich nastawienie,
• snują fantazje seksualne na temat innych osób,
• zastanawiają się, czy nie byłoby warto spróbować stosunków pozamałżeńskich.

INNE PROBLEMY

Współuzależnieni zazwyczaj:

• są niezwykle odpowiedzialni,
• są niezwykle nieodpowiedzialni,
• robią z siebie męczenników, poświęcając szczęście swoje i innych dla spraw, które nie
wymagają poświęcenia,
• nie potrafią odczuwać bliskości z innymi,
• nie potrafią zachowywać się spontanicznie i bawić się,
• przyjmują – ogólnie biorąc – bierną postawę wobec współuzależnienia – płaczą, cierpią,
czują się bezradni,
• przyjmują – ogólnie biorąc – agresywną postawę wobec współuzależnienia – starają się
dominować, wybuchają złością, stosują przemoc,
• łączą postawę bierną z postawą agresywną,
• wahają się w swych decyzjach i uczuciach,
• śmieją się, kiedy zbiera się im na płacz,
• są lojalni wobec innych i nie próbują walczyć z odczuwanym przez siebie przymusem
powtarzania pewnych zachowań,
• wstydzą się problemów osobistych, rodzinnych oraz istniejących w związkach z innymi
osobami,
• nie rozumieją istoty problemu,
• ukrywają problemy, uciekając się w razie potrzeby do kłamstw i oszustw,
• nie szukają niczyjej pomocy w rozwiązaniu problemów, ponieważ uważają, że nie są one
duże albo ważne,
• zastanawiają się, dlaczego problemy nie znikają.

ROZWIJANIE SIĘ WSPÓŁUZALEŻNIENIA

W późniejszych stadiach współuzależnieni mogą:
• być ospali,
• być przygnębieni,
• wycofywać się i izolować,
• kompletnie zaniedbywać swoje obowiązki i burzyć swój dzienny rozkład zajęć,
• dręczyć albo zaniedbywać dzieci i innych członków rodziny,
• stracić nadzieję na jakąkolwiek zmianę w życiu,
• zacząć planować zerwanie związku, w którym czują się jak w pułapce,
• rozmyślać o samobójstwie,
• stać się agresywni,
• cierpieć na poważne choroby psychiczne albo somatyczne,
• przejadać się lub niedojadać,
• uzależnić się od alkoholu lub narkotyków.
*
Lista ta jest długa, ale bynajmniej nie wyczerpująca.. Tak jak inni ludzie, współuzależnieni robią,
czują i myślą różne rzeczy. Nie ma takiego zespołu cech, który świadczyłby z niezbitą pewnością o
tym, że dana osoba jest lub nie jest współuzależniona. Każdy jest inny, każdy zachowuje się w
charakterystyczny tylko dla siebie sposób. Staram się jedynie przedstawić tu pewien obraz. Jego
interpretacja i decyzja należy do ciebie. Przede wszystkim musisz stwierdzić, jakie zachowania czy
dziedziny życia są przyczyną twoich problemów, a dopiero potem zdecydować, co z tym zrobić.
W zakończeniu rozdziału trzeciego zaproponowałam, żebyś zdefiniował(a) współuzależnienie.
Jak powiada Earnie Larsen, jeśli określisz, że twój problem polega na „życiu z alkoholikiem”, to
możesz dojść do wniosku, że rozwiązaniem tego problemu byłoby życie bez alkoholika. Być może
wniosek taki jest częściowo słuszny, ale prawdziwym problemem współuzależnionych są ich cechy
– ich współuzależnione zachowania.
Kto jest współuzależnionym? Ja.
Szacuje się, że 80 milionów ludzi jest uzależnionych od środków chemicznych albo żyje w
związkach z osobami uzależnionymi. Ludzie ci są prawdopodobnie współuzależnieni.
Współuzależnionymi mogą być ci, którzy kochają ludzi z zaburzeniami, troszczą się o nich lub
pracują z nimi.
Prawdopodobnie współuzależnieni są ci, którzy opiekują się osobami z zaburzeniami łaknienia.
W książce Fat is a Family Affair [Nadwaga jest sprawą rodziny] Judi Hollis pisze, że jedna osoba
cierpiąca na zaburzenia łaknienia może absorbować swymi zachowaniami od piętnastu do
dwudziestu współuzależnionych. Zresztą wiele osób z zaburzeniami łaknienia to współuzależnieni.
„Przeprowadzając nieoficjalną ankietę, odkryłam, że 40 procent żon alkoholików cierpi na otyłość"
– pisze Hollis.
Być może czytasz tę książkę dla siebie. W takim przypadku możesz być współuzależniony(a).
Może jednak czytasz ją po to, by pomóc innej osobie. Jeśli tak, to prawdopodobnie jesteś
współuzależniony(a). Jeśli troska przerodziła się u ciebie w obsesję, jeśli współczucie przerodziło
się w opiekuńczość, jeśli zajmujesz się innymi, a zaniedbujesz siebie, to możesz być
współuzależniony(a). Każdy musi sam rozstrzygnąć, czy jego problemem jest współuzależnienie.
Każdy musi sam zdecydować, czy, co i kiedy powinien w swoich zachowaniach i stosunku do
świata zmienić.
Współuzależnienie ma wiele odmian. Jest uzależnieniem od ludzi – od ich nastrojów, zachowań,
stanu zdrowia i miłości. Jest uzależnieniem paradoksalnym. Współuzależnieni sprawiają wrażenie
osób niezależnych, na których można polegać, a tymczasem są uzależnieni i sami potrzebują
oparcia w innych. Wydają się silni, a są bezradni. Wydaje się, że wywierają wpływ na innych, a w
rzeczywistości to oni są pod wpływem innych, na przykład alkoholików.
To wszystko pokazuje sposób pozbycia się współuzależnienia. Na ogół uwolnienie się od
poważnych problemów, które angażują i zmieniają nasz sposób myślenia i czucia, jest długie i
trudne. W tym jednak przypadku sprawa wygląda inaczej.
Jeśli nie liczyć normalnych ludzkich uczuć, które i tak będą zawsze naszym udziałem, oraz
pewnego skrępowania, które może pojawić się, gdy zaczniemy zachowywać się inaczej niż dotąd,
wychodzenie ze współuzależnienia jest podniecające. Towarzyszy mu uczucie wyzwolenia.
Wreszcie możemy zacząć być sobą. Możemy pozwolić innym być sobą. Możemy korzystać z
danych nam przez Boga możliwości nieskrępowanego myślenia, odczuwania i działania. Czujemy
się dobrze. Jesteśmy spokojni. Możemy kochać siebie i innych. Możemy przyjmować czyjąś
miłość, coś, czego dotąd próżno szukaliśmy. Możemy stworzyć bliskim nam osobom optymalne
warunki dla odzyskania i utrzymania zdrowia. A poza tym przestajemy odczuwać nieznośny ból,
który wielu z nas stale towarzyszył.
Uwolnienie się od współuzależnienia jest nie tylko przyjemne, ale także proste. Opiera się na
założeniu, o którym wielu z nas zapomniało albo którego nigdy nie poznało – że każdy odpowiada
sam za siebie. W drugiej części książki omówimy konkretne sposoby prowadzące do
urzeczywistnienia tego celu.

Ćwiczenia

1. Przejrzyj przedstawianą wyżej listę cech. Przy każdej, która ciebie nie dotyczy, postaw 0.
Przy tych, które niekiedy stwarzają ci problemy, postaw 1. Te, z którymi często masz
kłopoty, opatrz znakiem 2. Później, w kolejnych rozdziałach liczby te posłużą ci do ustalenia
zamierzonych celów. Możesz je również potraktować jako przewodnik po następnych
rozdziałach i wybrać do czytania te, które chcesz.
2. Co myślisz o zmienianiu się? Czy uważasz, że możesz się zmieniać? Dlaczego sądzisz, że
możesz się zmienić? Dlaczego sądzisz, że nie możesz? Odpowiedz na te pytania na piśmie.
_________________
...''Pomimo łez wciąż można biec, ale trzeba tego bardzo chcieć....''
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Nie możesz ściągać załączników na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,05 sekundy. Zapytań do SQL: 7