Franiu
Moderator

Pomógł: 8 razy Wiek: 73 Dołączył: 24 Mar 2010 Posty: 2768 Skąd: D.G.
|
Wysłany: Wto Sie 31, 2010 13:51 SZESC PRAWD BILLA - POKORA
|
|
|
Pokora - na dzien dzisiejszy
Dla czlowieka, osiagniecie tzw. "pokory absolutnej" jest niemozliwe. Mozemy jedynie wyobrazic sobie znaczenie i wspanialosc tak pelnego idealu. W ksiazce "Anonimowi Alkoholicy" napisano: "Nie jestesmy swietymi...; pragniemy dla siebie raczej duchowego postepu anizeli duchowej pelni".
Jedynie Bog moze okazac nam pelnie. My ludzie, z koniecznosci musimy zyc i wzrastac ograniczeni relatywnoscia dnia codziennego. Dlatego tez poszukujemy pokory na dzien dzisiejszy. Pytanie nasze brzmi: "Co rozumiemy pod pojeciem: Pokora na dzien dzisiejszy i jak dowiemy sie ze ja znalezlismy?
Nie musimy przypominac, ze nadmierne poczucie winy lub ciagle zamykanie sie prowadzi do zubozenia naszych duchowych odczuc. Dlugi czas trwalo jednak, zanim dowiedzielismy sie, ze takze duchowa pycha moze nas zgubic. Gdy w poczatkowym okresie AA poczelismy przypuszczac jak pyszni duchowo mozemy byc, ukulismy powiedzenie: "Nie probuj tylko w czwartek, podczas mityngu, byc tak cholernie dobrym".
To ostrzezenie z dawnych czasow wyglada moze na jedna z owych wymowek, stosowanych przez nas, gdy nie probowalismy zrobic tego co najlepsze. Gdy jednak przyjrzymy sie blizej, stwierdzimy ze jest wrecz odwrotnie. Jest to wlasnie nasza metoda AA ostrzegania samego siebie przed slepota, wywodzaca sie z pychy oraz przed nieistniejacymi w nas zdolnosciami. Nie odwiedzamy juz barow i burdeli... i juz ludzie gratuluja nam tych dowodow postepu. Dochodzi oczywiscie wkrotce do tego, ze sami sobie gratulujemy naszego sukcesu.
Pewnym jednak jest to, ze pokora znajduje sie wowczas dla nas poza granica glosu. Czesto myslalem lub mowilem: "To ja mam racje - nie ty". Robilem to byc moze nawet w dobrych zamiarach, lecz bylo to jednak falszywe. Takze i podobne mysli, jak np.: "To moj plan jest wlasciwy - twoj jest pelen bledow" lub "Dzieki Ci Boze, ze Twoje bledy nie sa moimi" albo "Jestes na najlepszej drodze, by zrujnowac AA-lecz ja cie wykoncze" a takze "Ja mam przewodnictwo Boze, wiec On jest po mojej stronie" itd. Wszystkie te mysli i powiedzenia sa z gruntu falszywe i pelne pychy. Alarmujacym przy tym jest fakt, jak latwo jestesmy sklonni usprawiedliwiac swa pyche. Nie musimy takze dlugo szukac, aby stwierdzic ze to samousprawiedliwienie jest ta sila burzaca wszelka harmonie i milosc. To ona podburza czlowieka przeciw czlowiekowi, jeden narod przeciwko drugiemu. Dzieki niej kazdy rodzaj glupoty i gwaltu ukazany moze byc w takim swietle, ze wydaje sie on prawy, a nawet godny szacunku. Oczywiscie i w tym przypadku nie wolno nam wydawac wyroku, mozemy tylko zglebiac samych siebie.
Coz wiec mozemy zrobic, by zniwelowac nasze poczucie krzywdy, nasze zamkniecie i pyche?
Kiedy robie inwenture takich bledow, rysuje sobie jakis obraz oraz dorabiam do niego jakas historie. Obraz moj przedstawia droge wiodaca do pokory.
Opowiadanie zas to alegoria. Po jednej stronie tej drogi widac grzezawisko. Skraj drogi graniczy z bagnem, przechodzacym w grzezawisko moich uczuc, wyrzadzonych krzywd, w ktorym tak czesto sie grzebie. Tu czatuje samozniszczenie, wiem to z wlasnego doswiadczenia. Okolica znajdujaca sie po drugiej stronie mej drogi wyglada pieknie. Szerokie doliny, w oddali wysokie gory. Niezliczone sciezki zapraszaja wprost, aby zwiedzic te piekna kraine. Wydaje mi sie, iz latwo bedzie znalezc droge powrotna.
Wraz z kilkoma przyjaciolmi decydujemy sie na zrobienie krotkiej wycieczki. Wybieramy nasza sciezke i w radosnym nastroju schodzimy z drogi. Ktorys z przyjaciol podnioslym tonem mowi: "moze na szczycie owej gory znajdziemy zloto?" Ku naszemu zdumieniu rzeczywiscie znajdujemy zloto, jednak nie zloty piasek, lecz monety. Na kazdej monecie, na stronie czolowej wybity jest napis: "to jest czyste zloto-24 karatowe". Bierzemy te zloto jako nagrode za to, ze cierpliwie powrocimy z powrotem do wiecznej jasnosci naszej drogi. Wkrotce jednak poczynamy ogladac odwrotne strony naszych monet i narastaja w nas jakies dziwne przeczucia. Niektore monety maja bardzo przyciagajace napisy: ,"jestem potega", ,"jestem uznaniem", ,"ja jestem bogactwem", ,"jestem sprawiedliwoscia", ,"jestem dobrym motywem". Na innych znow pisze np. "ja jestem rasa panow", "ja jestem wielkim dobroczynca", "ja jestem Bogiem"...
To przeciez jest bardzo zagadkowe. Mimo to chowamy te monety, lecz potem zauwazamy takie, ktorych napisy zdumiewaja nas: "ja jestem pycha", "ja jestem gniewem", "ja jestem agresja", "ja jestem zemsta", "jestem rozbiciem", "ja jestem chaosem". W koncu obracamy ostatnia monete i odczytujemy napis: "jestem szatan we wlasnej osobie". Niektorzy z nas przestraszyli sie. Wolamy do siebie: "To zloto glupcow (mika), a ta kraina to raj glupcow, chodzcie, uciekajmy stad". Kilku przyjaciol chcialo jednak pozostac, aby wysortowac owe przeklete monety i zostawic sobie tylko te, na ktorych pisalo "potega", "slawa", "sprawiedliwosc". Po- wiedzieli nam, ze na pewno bedziemy zalowali, iz nie zostalismy z nimi. Dopiero po latach ta czesc naszej grupy powrocila na droge pokory.
Opowiedzieli nam historie tych, ktorzy przysiegli, ze nigdy nie powroca. Oni to powiedzieli: "Te monety, to prawdziwe zloto, nie musicie nas w ogole przekonywac, ze jest inaczej. Oczywiscie nie chcemy tych zlych motywow, ale wkolo jest dosc drzewa i chcemy po prostu przetopic to zloto w solidne sztaby. Przyjaciele, ktorzy powrocili opowiedzieli nam, jak to zloto pychy zawladnelo naszymi bracmi: "Gdy ich opuszczalismy, klocili sie juz pomiedzy soba o te sztaby zlota. Kilku bylo rannych, inni byli juz umierajacy. Zabijali sie wzajemnie dla tego zlota".
Symboliczny ten obraz opowiada, ze "pokore na dzien dzisiejszy" osiagne tylko w takiej ilosci, na ile zdolam uniknac z jednej strony grzezawiska uczuc krzywdy i nieprzystepnosci, z drugiej zas strony zwodniczo pieknej krainy z rozsianym na niej zlotem pychy. Tylko w ten sposob uda mi sie odnalezc droge pokory, biegnaca pomiedzy tymi dwoma bezdrozami i pozostac na niej. Dlatego tez koniecznoscia staje sie ciagla inwentura, mogaca poinformowac mnie kiedy zejde z wlasciwej drogi. Naturalnie, nasze pierwsze proby zrobienia inwentury wydadza nam sie nierealne. Osobiscie czesto bywalem bohaterem takiego nierealnego oszacowania
samego siebie. Chcialem widziec tylko dobra czesc mego zycia, dlatego powszechnie przedstawialem cnoty, ktore wg. wlasnej oceny osiagnalem. Gratulowalem sam sobie wspanialej roboty. W ten sposob, nieswiadomie, samooszukiwanie zamienilo te pare zalet, ktore mialem, w bardzo powazne bledy. Mnie samemu jednak w tamtych czasach dziwne te zajscia sprawialy radosc, wywolujac pragnienie coraz to nowych osiagniec, a tym samym coraz wiekszego aplauzu. I w ten sposob blyskawicznie znalazlem sie w tym samym nastroju jak za pijackich czasow. Mialem znow te same cele: wladze, slawe, aplauz. Na dodatek mialem wspaniala wymowke: posiadalem przeciez duchowe alibi. Fakt, iz naprawde zawsze mialem jakis duchowy cel, pozwalal mi wierzyc w calkowita prawdziwosc tych kompletnych bzdur.
Nie bylem w stanie odroznic prawdziwej monety od falszywej. Przygotowalem sobie sztaby duchowego zlota w najgorszym wydaniu. Zawsze bede zalowal tego zlego, ktore wowczas wy- rzadzilem memu najblizszemu otoczeniu. Jeszcze dzis drze na mysl o tym, ile nieszczesc moglem wowczas sciagnac na wspolnote.
W owych dniach bardzo malo troszczylem sie o zadania mojego zycia, na ktorych sie zatrzymalem. I w tym przypadku zadbalem o usprawiedliwienie. Mowilem sobie "jestem zbyt zajety i mam wazniejsze rzeczy do spelnienia". Byla to moja prawie ze idealna recepta dla usprawiedliwienia mego wygodnictwa i samozadowolenia. Nigdy nie odczuwalem potrzeby dokladniejszego przegladniecia pewnych sytuacji, w ktorych bez watpienia czynilem zle. Kazda proba oceny tych sytuacji wywolywala zwariowane wrecz poszukiwanie usprawiedliwiania. Mowilem sobie: "to przeciez naprawde sa tylko te bledy, ktore posiada kazdy dobry czlowiek". Gdy to nie pomagalo, nastepowal dalszy ciag mniej wiecej w tym stylu: "Gdyby ludzie wlasciwie sie ze mna obchodzili, wowczas ja bylbym tez inny". Pozniej dochodzily jeszcze takie mysli: "Bog przeciez sam wie najlepiej, ze mam takie przymusowe przedstawienia. Nie moge nad nimi zapanowac. On musi mnie z nich wybawic". Na koniec nadszedl czas gdy wolalem: "Ta sprawa po prostu nie chce sie zajac, nawet nie bede probowal". Konflikty moje oczywiscie powiekszaly sie. Przepelniony bylem usprawiedliwieniami i sprzeciwami. Gdy trudnosci te i problemy grozily wykonczeniem mnie, znalazla sie nowa droga ucieczki. Poczalem zaglebiac sie w bagno poczucia winy. Duma i opor ustapily miejsca depresjom. I chociaz istnieja rozne wariacje tego tematu, wszystkie one sprowadzaja sie do jednej tonacji: "jakiz ze mnie kawal drania".
W ten sposob, w jaki wczesniej przesadnie uwypuklalem swoje mierne osiagniecia, teraz powiekszalem swoje bledy i winy.
Kazdemu kto tylko chcial mnie wysluchac wyznawalem wszystko (a nawet troche wiecej). Mozecie mi wierzyc lub nie, uwazalem iz jest to z mojej strony olbrzymia pokora. Zaliczalem to sobie jako jedyna pozostala mi pocieche. Nigdy jednak podczas tych napadow poczucia winy nie odczuwalem prawdziwego zalu za popelnione krzywdy. Nie myslalem takze nigdy powaznie o naprawieniu wyrzadzonych szkod, chociaz mialem prosic Boga o przebaczenie. Na dodatek nie widzialem zadnych powodow, aby czynic sobie wyrzuty z tego zachowania. Oczywista rzecz, ze moich prawdziwych bledow tzn. pychy i arogancji nie poddawalem zadnej analizie, gdyz sam wylaczylem swiatlo, mogace oswietlic te bledy. Dzisiaj wierze, iz istnialo trwale powiazanie pomiedzy moim poczuciem winy, a moja pycha. Obie prawdopodobnie sluzyly tylko po to, by zwrocic uwage na moja osobe. W swej zarozumialosci mowilem mniej wiecej tak: "spojrzcie jaki ze mnie cudowny czlowiek". Gdy zas zlapalo mnie poczucie winy jeczalem: "coz ze mnie za dran". Istotnie, poczucie winy jest odwrotna strona monety zwanej duma. Celem poczucia winy jest samozniszczenie; celem pychy jest niszczenie innych.
Dla mnie "pokora na dzien dzisiejszy" to owa bezpieczna i pewna postawa bedaca wyposrodkowaniem tych dwoch ekstremow uczuciowych. Pokora ta, to oaza spokoju, w ktorej odnajde swoja rownowage, pozwalajaca mi na uczynienie nastepnego kroku na wyraznie oznakowanej drodze, prowadzacej do wartosci wiecznych.
Wielu z nas przezylo w swych zyciu uczuciowym o wiele wieksze sztormy niz ja. Inni znow przeszli mniej, nikomu jednak nie zostaly one darowane. Mysle jednak, ze nie powinnismy zalowac tych konfliktow. Sa one prawdopodobnie wazna czescia naszego zycia uczuciowego oraz naszego doroslenia duchowego. Sa one surowcem dla naszego postepu.
Jezeli w tym momencie padnie pytanie: czy czlonkowie AA zyja w jakichs ciemnych jaskiniach, w ktorych mecza sie ze swoimi, bolami i konfliktami? Odpowiedz brzmi - nie! My AA odnalezlismy swoj spokoj. Malymi krokami osiagamy coraz wieksza pokore, ktorej dewiza jest radosc i wesolosc. Nie zbaczamy juz z obranej drogi tak czesto jak kiedys.
Na poczatku tego rozwazania wyrazilem mysl, ze absolutne idealy, sa bardzo odlegle od tego co jestesmy w stanie osiagnac lub zrozumiec. Dlatego tez naprawde brakowaloby nam pokory gdybysmy byli przekonani, ze w krotkim czasie naszego ziemskiego zycia mozemy osiagnac cos w rodzaju pelni absolutnej. Przypuszczenie takie byloby przeciez szczytem pychy. Slowa te sluza niektorym ludziom jako uzasadnienie negacji wszelkich, absolutnych wartosci duchowych. Mowia oni: perfekcjonisci wytyczajac sobie nieosiagalny cel, pelni sa samooszukanstwa - lub gina nie mogac osiagnac wytyczonego celu. Ja jednak jestem zdania, ze nie powinnismy podzielac takich mysli. To przeciez nie wina idealow, ze sa zle zrozumiane, a nastepnie uzyte jako powierzchowne usprawiedliwienie poczucia winy, negacji, pychy. Wrecz przeciwnie, jezeli nie bedziemy rysowali sobie wciaz duchowego obrazu wiecznych wartosci, to ograniczymy tym samym swoj wzrost. Krok jedenasty naszego programu brzmi: "poprzez modlitwe i medytacje staramy sie polepszyc nasz kontakt z Bogiem - takim jak Go rozumiemy - proszac Go jedynie o to, by umozliwil nam rozpoznanie swej woli oraz udzielil nam sil do jej wykonania". Oznacza to przeciez, ze przede wszystkim powinnismy sie troszczyc o to, by wiodaca sila naszego zycia byla doskonalosc Boza, nie powinnismy natomiast doskonalosci tej stawiac sobie za cel.
Ja np. pewny jestem, ze poszukiwac musze, wciaz jeszcze, najlepszego wytlumaczenia dla pokory, ktora potrafie sobie w duchu wyobrazic. Dokladny ten opis nie bedzie jednak nigdy doskonaloscia. Przyjmijmy, ze wybieram nastepujace wyjasnienie: "Pokora doskonala, to stan calkowitej niezaleznosci od mojego ja oraz uwolnienie sie z wszystkich obciazen wynikajacych z bledow mego charakteru, ktore tak bardzo daja mi sie we znaki. Pokora doskonala bylaby wiec calkowita gotowoscia szukania o kazdym czasie i przy kazdej sposobnosci woli Boga i wykonywania tej woli".
Wyobrazajac sobie pokore w ten sposob, nigdy nie bedzie dreczyla mnie mysl, ze nie osiagne doskonalosci. Powinienem jednak wystrzegac sie chelpliwych mysli, ze kiedys posiade wszystkie cnoty pokory.
Koniecznoscia osobista jest, abym pozostal przy takim przedstawieniu pokory i pozwolil rozwijac mu sie tak bym mogl wypelnic nim swoje serce. Aby tego dokonac musze przeprowadzic inwenture. Pozwoli mi ona jasno okreslic moje miejsce na drodze do pokory. Ujrze wowczas, ze moja podroz do Boga dopiero co sie rozpoczela. Zmniejszajac w ten sposob swoja osobowosc do wlasciwych wymiarow, spostrzegam jak smieszna byla stala troska o siebie samego. Wowczas dopiero uwierze, ze i dla mnie jest miejsce na drodze do wiecznosci, ze moge nia isc ze stale poglebiajacym sie uczuciem pokoju i zaufania.
Uswiadomie sobie wowczas, ze Bog jest dobry, a ja nie musze obawiac sie niczego. Swiadomosc, ze ma sie Boskie przeznaczenie jest wielkim darem.
Rozmyslajac dalej o doskonalosci Boga, odkrywam jeszcze jedno. Gdy bylem jeszcze dzieckiem, uslyszalem pierwsza w mym zyciu symfonie. Wprawila mnie ona w nieopisana harmonie mimo, iz malo co rozumialem. Takze i teraz, gdy wsluchuje sie w muzyke Boga, slysze tony zapewniajace mnie o milosci Boskiego kompozytora do mnie - oraz zapewnienie, ze i mnie wolno go kochac.
THE BEST OF BILL
_________________ |
_________________ "Przebaczenie jest dwukierunkową drogą, bo ilekroć przebaczamy komuś, przebaczamy również samemu sobie."
http://www.blok.rzsa.pl/ |
|