Strona Główna Witaj na stronach niepije.com.pl
Forum wsparcia, dla osób uzależnionych i współuzależnionych od alkoholu.
Dawniej niepije.net


FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  DownloadDownload

Poprzedni temat «» Następny temat
Zamknięty przez: Alosza
Wto Mar 30, 2010 21:50
Z pamiętnika współuzależnionej
Autor Wiadomość
Franiu 
Moderator


Pomógł: 8 razy
Wiek: 73
Dołączył: 24 Mar 2010
Posty: 2768
Skąd: D.G.
Wysłany: Sob Mar 27, 2010 22:02   Z pamiętnika współuzależnionej

Z pamiętnika współuzależnionej

Odsłona pierwsza

Najpierw zobaczyłam twoje oczy, uważnie wpatrzone w moją twarz. Czujne, ale też ciepłe. Pełne zadziwienia. Nikt wcześniej tak na mnie nie patrzył, chyba. Nie, pomyliłam się. Tak patrzył na mnie On – mój ojciec. Ale w jego oczach była.....wrogość, pogarda i drwina. Na co dzień mnie nie zauważał. Kiedy wchodził do kuchni, a ja krzątałam się przy zlewie, przemykał wzrokiem po ścianach, meblach, oknie. Czułam się wtedy niewidzialna. Czasami chciałam odezwać się, chrząknąć albo w jakikolwiek inny sposób dać znać o swoim istnieniu, ale mój głos zatrzymywał się na wysokości gardła. Bywało, że wydobywałam z siebie jakieś bliżej nieokreślone dźwięki, ale wtedy on też na mnie nie patrzył. Widział mnie tylko wtedy, kiedy był pijany, ale nie za bardzo. Na tyle, by nie zwalić się z nóg na chodnik w przedpokoju. To były chwile, kiedy był niedopity, jak mawiała matka. Wtedy zachowywał się jak zwierzak. Matka, już po pierwszy jego krokach, bezbłędnie odczytywała jego stan. Była jak wirtualny alkomat. Kiedy był niedopity, starała się mnie chronić, na swój sposób. Pospiesznie mijała go w przedpokoju, stawała w drzwiach kuchni, a potem zasłaniała mnie swoim ciałem, jakby chciała mnie przed nim schować. Ale on był czujny.
– Co ta pokraka szwenda się pod nogami – burczał. – W kogo to dziecko się wrodziło?
Wtedy ona popychała mnie przed sobą i, wpadając w ton ojca, burczała:
– Idź no dziecko do pokoju. No, dalej, ruszaj się. Nie gap się tak jak ciele. Słyszysz co się do ciebie mówi?
Słyszałam, ale niewiele z tego rozumiałam. Bardziej czułam, że powinnam zniknąć im z oczu. Miałam wtedy 5 lat.
Kiedy ojciec był niedopity, patrzył na mnie z pogardą, nienawiścią, potępieniem. W takich chwilach chciałam zniknąć, rozpłynąć się we mgle, przestać istnieć. Ty patrzyłeś inaczej. Tak jakbyś dawał mi przyzwolenie na istnienie, na bycie w twoim i moim życiu. Najpierw zaistniałam w twoich oczach. Czy to była miłość?

Piłeś tak jak inni. Okazjonalnie. Długo nie widziałam cię pijanego, a byłam na to czujna. Kiedy miałam 8 lat obiecałam sobie, że nigdy nie zwiążę się z pijakiem, że nigdy żadnemu mężczyźnie nie pozwolę skrzywdzić się tak jak ojcu.
– Dziecko, twój ojciec to dobry człowiek. To wódka mu szkodzi – ile razy matka powtarzała mi te słowa.
A za parę godzin stawiała mu przed nosem napoczętą półlitrówkę. Kiedyś zapytałam ją, dlaczego to robi, skoro po wódce ojciec źle się czuje. Popatrzyła na mnie wtedy z wyrzutem i powiedziała:
– Jak mu nie dam, pójdzie z domu i wróci nie wiadomo kiedy, nachlany. Niech pije pod moim okiem. Chłop musi się napić od czasu do czasu. Wiem, ile mu dać, żeby nie zrobił burdy.
Całą sobą buntowałam się przeciwko temu, co robiła.
– Nie dawaj mu tej trucizny – wykrzyczałam jej po raz pierwszy, kiedy miałam 5 lat.
Uderzyła mnie wtedy w twarz. Rozpłakałam się, a ona przytuliła mnie i powiedziała:
– Córeczko, ty nic nie rozumiesz.
Miałam prawo nie rozumieć. Byłam dzieckiem rzuconym pomiędzy dwojga ludzi zamkniętych każde w swoim dramacie. To chyba wtedy obiecałam sobie, że nigdy nie będę z mężczyzną, który pije.
Ale ty nie byłeś alkoholikiem, nie wtedy, nie od razu. Byłeś nieśmiały do kobiet. Dopiero po jednym głębszym nabierałeś odwagi. Żartowałeś wtedy, śmiałeś się do łez.
Wtedy, w tej naszej knajpie, w której tak często bawiliśmy się do rana, po trzecim kieliszku pocałowałeś mnie po raz pierwszy. A ja wtedy pomyślałam, że pachniesz tak jak mój ojciec. Nienawidziłam smrodu wódki, ale przecież ty byłeś inny. Kiedy w tańcu obiecałeś, że nigdy nie podniesiesz na mnie ręki, uwierzyłam ci, bo byłeś inny. Gdy pierwszy raz rozbierałeś mnie w pośpiechu, w czyimś pokoju, na imprezie, też pachniałeś wódką, ale na imprezie pili wszyscy. Ja też wypiłam dwa drinki. Potem była kolejna impreza, kolejna połówka rozpita w pośpiechu i kolejny seks. Po kilku miesiącach niemal codziennych imprez, zdobyłam się na odwagę, na dodatek podwójną. Najpierw poprosiłam koleżankę o klucz do jej mieszkania. Trochę się ze mnie nabijała, ale dla mnie ważny był cel. Potem powiedziałam ci o tym kluczu i pustym mieszkaniu. Uśmiechnąłeś się i zapytałeś, jakie przynieść wino. Poprosiłam, żebyś nie przynosił żadnego wina, ani wódki, ani nawet piwa. Zgodziłeś się, choć byłeś zdziwiony. Wtedy pierwszy raz kochaliśmy się na trzeźwo. Byłeś może bardziej nieśmiały, nieporadny, czujny, ale nie to było najważniejsze. Wtedy uwierzyłam, że twoje oczy nie kłamały. Chyba wtedy, po raz pierwszy zrozumiałam, że to właśnie ty, że to z tobą chcę być, na dobre i na złe, bo jesteś inny niż On. Czy mogłam tak bardzo się pomylić?

Odsłona druga

Czułam, że wolałbyś chłopca, choć kiedy cię pytałam, mówiłeś, że dziecko to dziecko, byle zdrowe. A ja i tak wiem, że każdy mężczyzna chce mieć syna. Mój ojciec też chciał syna. Może następnym razem? Chociaż zarzekałeś się, że następnego razu nie będzie.
– Dziecko? Jakie dziecko? Oszalałaś? A moje studia? – krzyczałeś, kiedy powiedziałam ci o ciąży.
Potem piłeś przez tydzień. Po tygodniu przyszedłeś z kwiatami. Dziewięć czerwonych róż. Takich, jak lubię. Pamiętasz o tym, kiedy nie pijesz.
– Jak się czujesz? – zapytałeś i widziałam radość w twoich oczach. Po raz pierwszy odkąd dowiedziałeś się o ciąży.
I już nie czułam się taka winna, że ci to zrobiłam. Tak, zrobiłam to celowo. Chciałam tego dziecka, bo wierzyłam, że kiedy zostaniesz ojcem, może wreszcie dorośniesz. Kiedyś mi to obiecałeś. Pamiętasz? To było, kiedy piłeś przez dwa tygodnie bez przerwy. Piłeś, bo moja matka powiedziała ci, że cię nie szanuje, że miałam takiego samego pecha jak ona, bo trafił mi się pijak. Nie trzeźwiałeś przez 14 dni, bo powiedziałam ci, że mam dość naszego małżeństwa, że nie pozwolę się dłużej upokarzać, że.... Chyba pierwszy raz wrzeszczałam na ciebie jak oszalała, a ty siedziałeś ze spuszczoną głową. Potem popatrzyłeś na mnie, widziałam smutek w twoich oczach i nadzieję.
– Kiedy będziemy mieć dzieci, zmienię się. Zobaczysz. Obiecuję ci to.
Uwierzyłam ci. Który to już raz?
Nie piłeś przez miesiąc i miałeś ochotę na seks. Na seks z mną. Nie na zerżniecie jakiejkolwiek kobiety. Myślisz, że nie wiem, ile barmanek zaliczyłeś i panienek z agencji? Zawsze wiem, kiedy wracasz od innej kobiety. Skąd to wiem? Wiem i tyle. Ale wtedy chciałeś mnie, a ja poczułam, że może najgorsze minęło. Że może czas stworzyć prawdziwą rodzinę. Pragnęłam urodzić ci dziecko.

Po tym incydencie z różami, stałeś się troskliwy jak nigdy dotąd. Krzyczałeś, kiedy przyłapałeś mnie z papierosem.
– Co ty robisz? Szkodzisz dziecku. Wywal tego papierosa.
Przez miesiąc sam nie paliłeś przy mnie. Wychodziłeś na korytarz. Moja matka, która nigdy cię nie lubiła, nie mogła uwierzyć w tą przemianę. Wieczorami siedzieliśmy przytuleni na kanapie przed telewizorem, a ja przypominałam sobie te szczęśliwe chwile z początku naszej znajomości. W nocy, kiedy leżeliśmy w łóżku, głaskałeś mój coraz większy brzuch.
– Hej, maluchu, jesteś tam? To ja, twój tata – nigdy wcześniej nie słyszałam takiej czułości w twoim głosie.
Po raz pierwszy od dawna czułam się naprawdę szczęśliwa.
Kiedy byłam w szóstym miesiącu, przytaszczyłeś do domu materac z morskiej trawy.
– Jest hipoalergiczny. To najzdrowsze dla dziecka – powiedziałeś.
Byłam z ciebie taka dumna. Zadzwoniłam do twojej mamy, żeby jej o tym powiedzieć.
– To dobrze. Dbaj o siebie – nie rozumiałam, dlaczego była taka smutna.
Twój ojciec dzwonił do mnie prawie codziennie. Czasami pytał jak się czuję, ale bardziej interesowało go, czy ty jesteś w domu i czy nie pijesz. W końcu zaczęło mnie to denerwować, raz nawet mu powiedziałam:
– Dlaczego w niego nie wierzysz? Jesteś jego ojcem, za chwilę zostaniesz dziadkiem. Daj mu szansę.
Ja dałam szansę tobie, naszemu dziecku, nam. Napiłeś się w dniu, kiedy miałam termin porodu. To była sobota.
– Dlaczego mi to zrobiłeś? – płakałam. – Co będzie jak zacznę rodzić?
– Nie panikuj. Pierwszego dziecka tak szybko się nie rodzi. Wypiłem tylko dwa piwa – tłumaczyłeś.
Dlaczego nie rozumiałeś, że to nie chodzi o te dwa piwa, tylko o całą resztę? O moje zaufanie, które powoli odzyskiwałam. O stracone nadzieje, że może tym razem uda nam się stworzyć prawdziwą rodzinę. O wstyd przed moją matką i twoimi rodzicami. O lęk o to, kto zaopiekuje się mną i naszym dzieckiem. Boże! Przecież nie jesteś taki głupi, by tego nie rozumieć. Ile razy tłumaczyłeś mi zawiłe reakcje chemiczne, czy skomplikowane wzory matematyczne, które dla ciebie były takie oczywiste? A nie mogłeś zrozumieć, co czuje kobieta, która za chwilę miała urodzić twoje dziecko?


Kiedy odeszły mi wody, nawet tego nie zauważyłeś, szukałeś pretekstu do awantury. Dobrze znam ten stan. Czepiałeś się o wszystko: że zupa była za gorąca, że w lodówce znowu nie ma coca-coli, że nie uprasowałam ci koszuli, nie oddałam marynarki do pralni... Wiedziałam, że za chwilę trzaśniesz drzwiami i znikniesz co najmniej do jutra. Błogosławiłam te wody, które nagle ze mnie chlusnęły. Zwykle cicha i przerażona, nabrałam wprost zwierzęcej energii. Byłam akurat w kuchni. Chwyciłam nóż leżący na stole i podeszłam do ciebie blisko, bardzo blisko.
– Jeśli natychmiast nie zawieziesz mnie do szpitala, zabiję cię – wysyczałam i byłam gotowa to zrobić.
Wtedy, chyba po raz pierwszy w życiu, zobaczyłam w twoich oczach strach. Podbiegłeś do telefonu.
– Tato, wody odeszły, przyjeżdżaj.
Chyba cię o nic nie zapytał, bo szybko odłożyłeś słuchawkę. Poczułam pierwszy skurcz. Skuliłam się, ale nie usiadłam. Jak w jakimś transie, weszłam do kuchni i zaczęłam przeglądać szafki.
– Co ty, za porządki się wzięłaś – byłeś przerażony.
– Szukam, czy nie schowałeś tu jakiejś butelki.
– No coś ty, proszę cię. Nie jestem zwierzakiem. Za chwilę zostanę ojcem.
Jak miałam ci uwierzyć? Który to już z kolei raz obiecywałeś, że to ostatni kieliszek, a potem...
Zanim przyjechał twój ojciec, wyjęłam z szuflady listę rzeczy, które miałeś załatwić, kiedy ja będę w szpitalu. Robiłam ją od dwóch tygodni. Mój ginekolog ostrzegał mnie, że mogę wcześniej urodzić. Najważniejsze było łóżeczko. Dostaliśmy je od twoich rodziców. Trzeba było je złożyć. Prosiłam cię już o to wcześniej, ale nigdy nie miałeś czasu. W wózku miałeś naoliwić kółka, uprać materacyk. Nie zdążyłam też kupić termometru do kąpieli. Śmiałeś się, że kiedyś kobiety łokciem sprawdzały czy woda nie za gorąca. Ciekawe skąd o tym wiedziałeś? No i posprzątać mieszkanie. Nigdy wcześniej się tym nie zajmowałeś. Od czasu do czasu zdarzało ci się wyrzucić śmieci. Najbardziej nie cierpiałeś zmywania.
Czułam jak wody płodowe wsiąkają w ręcznik, który włożyłam sobie w majtki i biegałam jak szalona po mieszkaniu.
– Proszę cię, tego dnia, kiedy będę miała wrócić ze szpitala, zetrzyj kurze. Tyle niemowląt jest dzisiaj uczulonych na kurz. I nie pal w mieszkaniu. I poodkurzaj mieszkanie. I to łóżeczko, nie zapomnij.
Patrzyłeś na mnie przerażony. Może myślałeś, że zwariowałam? Może bałeś się, czy z dzieckiem wszystko w porządku? W pewnej chwili podszedłeś do mnie i wziąłeś mnie w ramiona. Wtedy poczułam swój lęk. Taki wszechogarniający. Rozlewający się od podbrzusza, aż po czubek głowy.
– Boję się – wyszeptałam i nie byłam już w stanie dłużej powstrzymać łez.
Mam węch jak pies. Chyba pierwszy raz od dawna nie przeszkadzał mi smród wódki. A może to rzeczywiście były tylko dwa piwa? Wszystko jedno.
– Proszę cię, nie zepsujmy tego – załkałam.
– Będzie dobrze. Jestem przy tobie.
Poczułam, że naprawdę mnie kochasz, że boisz się tak samo jak ja, że będziesz cudownym ojcem. Żałuję, że nie zdążyłam ci tego powiedzieć, rozległ się dzwonek do drzwi. To był twój ojciec. W ogóle na ciebie nie patrzył. Wszedł do pokoju, wziął torbę naszykowaną do szpitala i powiedział:
– Jedziemy.

Tego dnia, pięć minut przed północą urodziła się twoja córka. Poprosiłam położną, żeby do ciebie zadzwoniła. Sama nie miałam odwagi. Nie wiedziałam, czy się ucieszysz z dziewczynki. Przecież obiecałam ci syna? Ale chyba bardziej bałam się tego, że jesteś pijany. Byłam zbyt obolała, żeby zmierzyć się z wódką. Położna przekazała mi, że dopytywałeś się, ile mała dokładnie waży i mierzy. Pomyślałam, że może się nie napiłeś, tak jak mi obiecałeś? Kazałeś jej przekazać, że przyjdziesz jutro. Nie wiedziałam tylko, czy z rana, czy może bliżej południa? W nocy zwlokłam się z łóżka i poszłam do sali noworodków. Dyżur miała przemiła pielęgniarka. Pozwoliła mi wziąć małą na ręce. Była taka podobna do ciebie. Ten sam nos, bystre oczka i długie, ciemne włoski. Wiedziałam, że pokochasz ją od pierwszego wejrzenia.
Następnego dnia rano, na obchodzie, lekarz powiedział, że mała ma silną żółtaczkę i będziemy musiały zostać w szpitalu trochę dłużej. Przestraszyłam się. Potrzebowałam ciebie, twojej siły. Wyszłam na korytarz, do telefonu. Dzwoniłam trzy razy z rzędu. Nie odebrałeś. Jak myślisz, co sobie pomyślałam? Stałam na szpitalnym korytarzu, z popękanym kroczem, w okropnej szpitalnej koszuli, sznurowanej na plecach. Bez majtek, tylko z wkładką, którą z trudem powstrzymywałam trzęsącymi się ze zmęczenia po porodzie nogami, bo lekarz na obchodzie kazał wietrzyć krocze i ,,żadnych majtek, miłe panie”. Przerażona, bo twoja córka wyglądała jak pomarszczona pomarańczka i na dodatek zbyt dużo spadła na wadze, podczas gdy ty przyszedłeś późnym popołudniem. Przekazałeś mi przez salową kilka drobiazgów, o które cię prosiłam. O kilku nie pamiętałeś. Liczyłam na jakiś krótki list, kilka słów. Kiedyś pisałeś dla mnie wiersze. Pamiętasz? Podeszłam do okna. Stałeś pod szpitalem i od razu dostrzegłam w tobie tę sztuczną pewność, beztroskę, arogancję. Byłam pewna, że w nocy balowałeś. Dopytywałeś się o małą, a ja miałam ochotę napluć ci w twarz. Wszystko zniszczyłeś. Znowu wybrałeś wódkę. Tym razem dla butelki poświęciłeś mnie i swoją córkę. Czułam twoją niecierpliwość. Widziałam, że jak najszybciej chcesz odejść spod szpitalnego okna.
– Jest strasznie głośno. Nie słyszę cię. Zadzwoń wieczorem do domu – poprosiłeś.
Zadzwoniłam dwie godziny później. Byłam pewna, że nie odbierzesz telefonu. Odebrałeś. Przez te wspólne lata byłam jak alkomat. Nawet przez telefon potrafiłam wyczuć, czy i ile wypiłeś.
– Ty piłeś? – zapytałam.
– Po drodze ze szpitala wpadłem do pubu i spotkałem kumpla z wydziału. Tylko dwa piwa.
– Złożyłeś łóżeczko? Posprzątałeś? Z tą żółtaczką małej pewnie potrzymają nas jeszcze ze dwa dni.
– Złożyłem. Przecież nie pozwolę, żeby moja córka spała na dywanie.
Uwierzyłam ci, po raz kolejny. Od tego dnia zawsze wierzyłam ci, kiedy powoływałeś się na dobro córki. Przecież nie mogłeś być takim draniem, żeby okłamywać własne dziecko.
_________________
"Przebaczenie jest dwukierunkową drogą, bo ilekroć przebaczamy komuś, przebaczamy również samemu sobie."
http://www.blok.rzsa.pl/
 
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Nie możesz ściągać załączników na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,03 sekundy. Zapytań do SQL: 7